Czekam

Artykuł oryginalnie opublikowany na rockers.com.pl 16.06.2012 r.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem Kubę Zbigniewa Hołdysa nagranego wspólnie z muzykami T.Love, oniemiałem. Długo już żaden polski utwór tak mocno mną nie poruszył. Zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Niezwykle osobisty, a i dotykający jednego z wielu bolesnych epizodów naszej współczesnej historii.

Od premiery Kuby minął ponad rok i… nic. Zbigniewa Hołdysa nie brak w telewizji przy okazji wszelkiego rodzaju politycznych dyskusji, a także w Internecie. Sądząc po ilości złośliwości, jakie sączą się na niego na łamach prawicowej prasy, mocno wsiąkł już w to polityczne komentowanie otaczającej nas rzeczywistości, moszcząc sobie rolę guru (nieprzypadkowo ten rzeczownik zawierał w nazwie jego niegdysiejszy program na MTV Classic) i głosząc dość wyraziste, mocne poglądy. Wchodząc także na grząskie, niebezpieczne grunty, jak wywiad z gen. Jaruzelskim.

Nie ma jednak Zbigniewa Hołdysa w muzyce. Brakuje muzyki. Nie ja jeden wolę sięgnąć po zapomniany album Hołdys.com i posłuchać tamtych niebanalnych wszakże tekstów, ze znakomitym muzycznym podkładem, aniżeli wysłuchiwać kolejnej „gadającej głowy” z góry głoszącej jedynie słuszne prawdy. Poruszająca Kołysanka dla Tytusa z tej płyty pokazuje tę szczególną wrażliwość, której na polskiej scenie brakuje. A sam album, jak i Kuba są dowodem na to, że głosy o muzycznej agonii Hołdysa są nie na miejscu. Czy doczekamy w końcu płyty i powrotu Hołdysa muzyka? Panie Zbyszku, szkoda czasu na politykę!

Podobny casus dotyczy utworu Water Water formacji Stirwater Pawła Mąciwody, basisty Scorpions. Oto ni stąd, ni zowąd dostajemy kapitalny singiel. Polski basista z amerykańskim wokalistą prezentują nam utwór najwyższej klasy. Światowa produkcja, kapitalne brzmienie, przebojowość świetne akustyczne granie, przypominające nastrojem Days Of The New (czy ktokolwiek jeszcze pamięta tę formację?). I co? Doskonały wynik (podobno mocno inspirowany, ale do cholery, tak czy siak, zasłużony) na liście Trójki i tyle… Na płytę się nie zanosi, a przynajmniej powstaje ona w bólach, niczym Chinese Democracy Guns N’ Roses.Mam nadzieję, że nie zakończy się na tym jednym utworze i króciutkiej trasie koncertowej. I, że Panowie spełnią rozbudzone singlem oczekiwania.