Encyklopedia Rocka

C90

Leżał oparty o ścianę warszawskiego [http://www.neonmuzeum.org/ Neon Muzeum], jak się [http://www.gorzow.pl/przystan/archiwum-aktualnosci/48-miasto/17799-neon-zwch-stilon-juz-w-warszawie okazało] spoczywa tak już pół roku. Gdzieś ścisnęło w gardle, a przy najbliższej wizycie w Gorzowie przejechałem się Pomorską żeby sprawdzić czy jeszcze stoi. I o ile na [http://goo.gl/maps/uuQyQ mapach Google] jeszcze wszystko jest jak dawniej, to w rzeczywistości po tym miejscu nie zostało ani śladu. A w tejże budce pod napisem "ZWCh" jeszcze w latach 90. funkcjonował sklep firmowy, gdzie można było kupić miejscowej produkcji kasety wideo i żyłki wędkarskie, a wcześniej w ofercie były także kasety magnetofonowe i szpule miejscowej produkcji. Pomyśleć, że swego czasu zakłady miały na swoim utrzymaniu klub z sekcjami: piłkarską, koszykówki kobiet, siatkówki mężczyzn, szachów, a przez pewien okres i hokeja na lodzie. Działo się. Kasety produkowały również inne zakłady chemiczne, [http://goo.gl/maps/9WAjC szczeciński Wiskord], z którego został bodajże już tylko ogromny komin wykorzystywany jako antena. Choć znacznie mniej popularne (oceny jakości się nie podejmuje), również przeszły do legendy. A także do lamusa, zanim się człowiek obejrzał. Nigdy nie podejrzewałem, że niewiele ponad dekadę trzeba będzie żeby zapomnieć o takich urządzeniach jak telefony tarczowe i właśnie kasety magnetofonowe... W tym roku mija 50 lat od ich opracowania przez holenderskiego Philipsa! Ich złoty czas przypadł u nas w latach 80., kiedy to na dobre wyparły szpule z procederu nagrywania domowych talentów, ulubionych piosenek i płyt z radia czy wszechobecnych wówczas znakomitych słuchowisk. Stanowiły wzorowy tandem z magnetofonem firmy Unitra, popularnym Kasprzakiem. Lasy tego sprzętu widywane były na koncertach, szczególnie zespołów z tak zwanego "drugiego obiegu". Na bazie tych nagrań zagorzali fani tworzyli setki nieoficjalnych wydawnictw z własnymi okładkami, często stanowiące jedyny zapis muzyki epizodycznych, efemerycznych zespołów, ale i tych, które na wydanie płyty w oficjalnym obiegu nie miały szans. Ich wpływ na polskiego rocka, a szczególnie punk rocka, jest po prostu nieoceniony. Rozwinęły nasz muzyczny rynek niebotycznie i miały na niego niebagatelny wpływ. W latach 90. mieliśmy już walkmeny i niezliczone stoiska na bazarach, z których rozbrzmiewały na "full volume" najnowsze hity disco. Kasprzaki zaczęły być wypychane przez światowe firmy, tak jak i stilonowskie produkty, które po prostu okazały się znacznie słabsze od konkurencji "z zachodu". Ba, mieliśmy już sprzęt z dwoma kieszeniami i przegrywaliśmy na całego, tworząc własne składanki ulubionych przebojów. I mogliśmy zabierać je ze sobą wszędzie, bo mieliśmy też walkmeny, chyba jeden z najważniejszych wynalazków w kategorii audio. O dziwo, kiedyś obiektem największego pożądania były wówczas sprzęty, których nazwa nie rozpoczyna się od "i"... Brak przepisów sprokurował złoty okres polskiego piractwa i przyniósł erę wielkich fonograficznych baronów w dresach i złotych łańcuchach. Wydawano dosłownie wszystko, w setkach wersji. Zespoły potrafiły podpisać kontrakty z kilkoma firmami na ten sam materiał. A z drugiej strony? W dyskografiach zespołów pojawiały się nowe płyty i nowe utwory, a inwencja rodzimych, ekhm, wytwórni była niczym nieskrępowana, tak w kwestiach okładek, nazewnictwa płyt, jak i tworzenia listy utworów. Z tego okresu chyba najbardziej pamiętam wszechobecny napis "takt" na kasetach, z królującej wówczas, świeżo założonej fabryki te kasety produkującej, zresztą działającej do dziś, aczkolwiek z trochę innym produkcyjnym profilem. W pewnym momencie zaczęły wkurzać. Bo radiomagnetofony zaczęły mieć również możliwość odtwarzania CD. Z zazdrością patrzyło się na ten jakże wygodny nośnik, a tu... szumy, przewijanie, zacinanie się taśmy... Ale kogo wówczas było stać na płyty? Aż minęło parę lat, a w międzyczasie majątek zrobili pierwsi posiadacze nagrywarek CD, a w sklepach nie tylko komputerowych wyciągane były spod lady listy z trochę tańszą, alternatywną wersją oficjalnych wydawnictw na CD. Ale to temat na osobną historię. Ostatnim bastionem pozostał w moim przypadku odtwarzacz w samochodzie. Ale i on w końcu przegrał z radiem z wejściem USB. Ale są jeszcze miejsca, gdzie kasety mają się nieźle. Znów wracają do nich informatycy, odkrywając (a może - przypominając sobie?) jak wiele danych można na taśmie upchnąć, wciąż jest specyficzna grupa użytkowników, która z tego nośnika korzysta, czy to klienci starsi, czy to tak zwani alternatywni. Wciąż nie brak bowiem wytwórni, które na tym nośniku prezentują nowości. Młodzi gniewni chwalą zalety kaset, kontrastując je z bezdusznymi plikami, nie zapominając o walorach i urokach szumów. W krajach Trzeciego Świata wciąż są na topie - koszty robią swoje. Sami też wciąż mamy ich sporo, ciężko bowiem lekką ręką pozbyć się wspomnień z dzieciństwa, a z kolei przegrywać to do plików jakoś nie ma nigdy czasu... Ano stoją i kurzą się... Fajnie, że w Gorzowie ktoś o tym Stilonie pamięta. A to stojaki na rowery w formie kasety, a to [http://goo.gl/maps/cByWM fajny mural] na Spichrzowej powstały we współudziale miasta. To, co może jakiś pomnik C90?