Encyklopedia Rocka

3 / 10

Maciej Wilmiński

Patrząc na wypełnione entuzjastycznymi fanami europejskie hale (w tym roku w samej Rosji, jedenaście koncertów!) nie sposób nie podziwiać **Scorpions**. I dziwić się, że uparcie nie chcą skończyć pożegnalnego tournee i zejść ze sceny. Ciężko w to uwierzyć, ale są już na niej od pięćdziesięciu lat! Od samego początku konsekwentnie i z pełną wiarą w sukces realizowali swój plan i wbrew wszystkiemu przebili się na anglojęzyczne rockowe salony, a kiedy już to zrobili potrafili zostać na nich na stałe. Szczeniackie marzenia lat 60., magiczne, pełne wspaniałych artystycznie albumów lata 70., olbrzymi sukces komercyjny i triumf w latach 80., szczyt świata i rozpolitykowanie na początku lat 90. wraz z //Wind of Change// i chwilę później bolesny upadek, bo takiej muzyki nikt w drugiej połowie dekady już nie chciał... Orkiestrowe i akustyczne prezenty dla siebie i starych fanów na początku nowego milenium, myśl o końcu i nagle triumfalne //**Unbreakable**// i **//Sting In The Tail//**, a wraz z nimi druga i trzecia młodość. Oj, działo się... Spełnili swoje nierealne marzenia, triumfalnie z góry spoglądają na tych, którzy z nich kiedyś szydzili. Wspaniałego dorobku i utworów, które przeszli do klasyki rocka nikt im nie odbierze. Mogą więc śmiało odcinać kupony, co z upodobaniem ostatnimi czasy czynią. Złotą rocznicę zespół uczcił **//Return To Forever//**, albumem, który pierwotnie miał składać się z nagranych na nowo b-side'ów i szkiców (by nie rzec wprost - odpadów) utworów z lat 80. Tymczasem takie utwory są tu w mniejszości, zespół po wejściu do studia poczuł bowiem dopływ świeżej energii i dopisał sporo nowych piosenek. No, właśnie zespół... W skład **Scorpions** od jakiegoś czasu trzeba wliczać producentów - Martina Hansen i Mikaela Norda Anderssona, którzy są współtwórcami //**Sting in the Tail**//, producentami (a może i pomysłodawcami???) fatalnego //**Comeblack**// czy w znaczącym stopniu odpowiadają za koncert //**MTV Unplugged In Athens**//. Mają oni zdecydowanie więcej do powiedzenia niż, traktowani jako dodatek do wielkiej trójcy Meine-Schenker-Jabs, wieloletni muzyczni "pracownicy" - coraz bardziej groteskowy James Kottak (przecież w **Scorpions** już prawie dwadzieścia lat!!) i nasz rodak, Paweł Mąciwoda (dziesięć!). Cóż, Hansen i Andersson tworzą ostatnimi laty muzyczną część przedsięwzięcia **Scorpions** i nie inaczej jest i tym razem, gdyż odpowiadają całościowo za muzykę trzeciej części utworów, a ich wpływ jest aż nadto słyszalny w brzmieniu i stylistyce pozostałych. Można wręcz odnieść wrażenie, że producencki duet, który nie ukrywa, że jest wielkim fanem muzyki zespołu, realizuje swoje marzenia, kreując swoją wizję **Scorpions**. Nie muszą bawić się w coverband, mają oryginalnych członków zespołu, których mogą lepić wedle własnego pomysłu. Nie od dziś bowiem wiadomo, że główny mózg kompozytorski grupy, Rudolf Schenker jest całkowicie wyjałowiony z pomysłów, Klasu Meine pisze okazjonalnie, skupiając się na tekstach, a Matthias Jabs nigdy specjalnie się do tworzenia nie palił. Bo przecież nikt nie dopuści czeladników z sekcji rytmicznej do komponowania, a szkoda bo obaj Panowie nieraz, gdzieś na boku pokazali, że może warto... Skądinąd, ciężko o wenę grając nieustannie trasę koncertową. Skąd tu czerpać głód grania, skąd pomysły, skąd chęci... Szkoda zatem, że tym razem i producenci mają niespecjalnie wiele do pokazania kompozytorsko, a zaciekawiają jedynie w tanecznym //The Scratch//, który jednak kładzie toporny refren. Powstała płyta od pierwszego do ostatniego dźwięku przewidywalna, sztampowa, niczym z taśmy produkcyjnej. Właściwie jest to nieudolna kopia //**Sting In The Tail**//. Zastosowane wszystkie sprawdzone tam patenty, jednak tym razem to nie działa. Miałkie, nieciekawe riffy, paskudne sterylne, zelektronizowane brzmienie z obrzydliwie sztuczną perkusją, poprockowy, wygładzony sznyt całości, słabiuteńkie teksty Meine, pełne wyświechtanych frazesów i porównań (//Whatever frozen hearts can do/Will melt the ice away//), momentami ocierające się o autoparodię (//Love is the glue/That holds us together/Faith and believing is the key/This door of forever// czy //Set me free, make love to me/Don't you play with my heart/I love you once, you love me twice/Before we part// z bonusowego //Who We Are//). A przede wszystkim brak tego co w **Scorpions** najważniejsze - chwytliwych melodii, co jest maskowane wszechobecnymi chóralnymi "oooo" i "aaaa". Oj, panowie Hansen i Nord Andersson gdyby mogli przenieść się w kapsule czasu, z pewnością chętnie wzięliby na warsztat //**Savage Amusement**//. Co z kolei proponuje nam duet Schenker/Meine bazując na dawnych patentach? Po pierwsze, grywany w latach 80. na koncertach //Rock My Car// (z solówkami Hermana Rarebella), który już wówczas niespecjalnie wciągał, a tu został wzbogacony o marne przyśpiewki i groteskowy mostek z popisem plastikowej perkusji. Doszły do tego niemiłosiernie słabe ballady //House Of Cards// i //Gypsy Life//, bazujące głównie na czarowaniu głosem przez Meine i nijakie //Hard Rockin' The Place// czy samodzielna twórczość Meine - //Rock'n'Roll Band//. Cóż, prawda o kompozytorskiej formie **Scorpions** po półwieczu na scenie jest brutalna... A dołóżmy do tego, że wprawne ucho wychwyci zapożyczenia z utworów **Helloween** (//Rock'n'Roll Band//) i **Accept** (//Catch Your Luck and Play//). Na płycie mamy generalnie dwa trendy - pierwszy, dominujący, to utwory po brzegi wypełnione kiczowatą dawką nostalgii za dawnymi czasami wymieszaną z dumą z dawnych osiągnięć i świadomością, że czas ustąpić młodszym (//Going Out With a Bang//, //We Built This House//, //Rollin' Home//, //Gypsy Life//, //Eye Of The Storm//). Większość niestety aż mdli od dawki lukru czy nieudolnych prób dostosowania się do poprockowych elektronicznych trendów (//Rollin' Home//)... Z kolei drugi to utwory serwowane z pozycji napuszonego, wypełnionego testosteronem rockandrollowca, który zaraz zrobi porządek na mieście (//Rock My Car//, //All For One//, //Rock 'N' Roll Band//). Sprawiają one wrażenie jakiegoś zaklinania rzeczywistości, przymiarki do walki z **Manowar**. Brzmi to jednak nienaturalnie, szczególnie jeśli skontrastuje się //Rock'N'Roll Band// z coraz bardziej sztucznym na scenie wokalistą, sprawiającym wrażenie znużonego tymi klimatami i marzącymi o jakiejś politycznej synekurze na stare lata. Trochę to pasuje do Jamesa Kottaka, który wytatuował sobie plecy wielkim napisem "Rock & Roll Forever"... Właściwie szukając atutów płyty oprócz jakichś pojedynczych ładnych melodii, można dodać, że coraz bardziej nosowo śpiewający Klaus Meine wciąż brzmi tu znakomicie i czaruje barwą, a Matthiasowi Jabsowi zachciało się w końcu pokombinować z solówkami, które momentami są doprawdy bardzo ciekawe (//Rock'n'Roll Band//, //Catch You Luck And Play//, //Rollin' Home//, //The Scratch//). Wygląda na to, że najwięcej popracował ze szwedzkimi producentami w studio - dawno bowiem jego solówki nie przykuwały uwagi słuchaczy. Tak się złożyło, że chwilę wcześniej swój album //**Scorpions Revisited**// z utworami **Scorpions** z czasów, gdy był jednym z liderów zespołu, wydał **Uli Jon Roth**. Jakże pięknie brzmią i bronią się te kompozycje po latach, jakaż w nich rockowa zadziorność, energia, ponadczasowość, świeżość. Jak to wspaniale brzmi... Kontrast do niepamiętających specjalnie o tym dziedzictwie **Scorpions** ogromny. Ale **Scorpions** grywają dla tłumów, a Roth tuła się po malutkich klubikach...
Data dodania: 21-02-2015 r.

Return To Forever

Scorpions

Data wydania: 2015

Wytwórnia: Sony Music

Typ: Album studyjny

Producent: Mikael Nord Andersson, Martin Hansen

Gatunki:

  • rock
  • pop rock