Encyklopedia Rocka

4 / 10

Rafał Biela

Złe przeczucia miałem już w momencie czytania zapowiedzi tej płyty. Artur Gadowski i spółka wrócili do retoryki znanej z czasów albumu //**Londyn 08:15**//, czyli koncepcji "dojrzałego rocka". Panowie, to nie działa. A przynajmniej nie w ten sposób, bo nie ma nic dojrzałego w graniu banalnych melodyjek, a użycie gitar elektrycznych nie czyni z tego muzyki rockowej. Muzyka rockowa to energia i emocje, tutaj nie ma ani jednego, ani drugiego. Jest **IRA** festiwalowo - festynowa, tak, jakby nowa muzyka powstawała z zamiarem wykonywania jej na festiwalach typu Superjedynki. I może samo w sobie nie byłoby to takie złe, ale niestety, w większości po prostu złe są kompozycje. Większość utworów boleśnie zlewa się w jedno i trudno je od siebie odróżnić. Z upodobaniem stosowany jest schemat z łagodną zwrotką i gitarami w refrenie, ale ten patent polega na kontraście, a tutaj mamy typowo radiowe rozmycie i w rezultacie brak jest jakiejkolwiek mocy. Tak jak na wspomnianym //**Londyn 08:15**//, niebezpiecznie zbliża się to do solowych dokonań Artura z lat 90. Może tylko tym razem nieco bardziej udane są refreny, bo trzeba przyznać, że niektóre motywy wokalne mają potencjał. Jednak co z tego, skoro zostają przytłoczone przez całkowicie nijaką resztę i po wysłuchaniu trudno je potem przyporządkować do konkretnych piosenek. Na dodatek, praktycznie wszystkie te utwory są zawieszone gdzieś pomiędzy. Ani jednej naprawdę typowej rockowej ballady, ani jednego prawdziwego riffowego, mocnego utworu. Przykre zaskoczenie po poprzedniej płycie, na której jednego i drugiego było pod dostatkiem. A właśnie, riffy. Na całej płycie nie znajdziemy praktycznie żadnego. Podobnie z solówkami. Gitarzyści znów są całkowicie wycofani, niczym w grupie popowej ograniczają się jedynie do tworzenia nienarzucającego się akompaniamentu dla solisty. Straszne marnowanie potencjału. Nawet trudno tu cokolwiek wyróżnić. Może singlowe //Powtarzaj to//, które ma melodię jakoś tam trafiającą do słuchacza. Być może niezłe by były też //Kamienie//, które jako jedyne mają jakiś zalążek rockowego grania, ale wszystko zostaje brutalnie zdruzgotane koszmarnym "pam param" chórków, które zasłania riff - aż trudno uwierzyć. Chórki w ogóle pojawiają jeszcze w kilku miejscach i dodatkowo pogłębiają wrażenie cukierkowatości tej muzyki. Kulminacja słodyczy to zamykające album, znane już od jakiegoś czasu //Wybacz//. Utwór może nie jest taki do końca zły, melodia ma swój urok, ale to taki festiwalowo - radiowy bujaniec, godny grupy **PIN** czy **Pectus**, a nie legendy polskiego rocka. Żeby już nie pastwić się tak nad **IRĄ**, nie będę rozwijać tematu tekstów, które raczą nas nieznośnie banalnym zestawem komunałów, np. //nie wszystko już było, jutro czeka na swój czas i dlatego trzeba wstać// - poważnie, to cytat z płyty... Paradoksalnie, //**My**// ma szansę odnieść umiarkowany sukces. Pewnie uda się jeszcze z tego wykroić jakieś single, letnie festiwale także powinny zostać podbite. Czyli być może problemem jest grupa docelowa. **IRA** na tej płycie nie jest zespołem, który może w jakikolwiek sposób zainteresować rockowego słuchacza.
Data dodania: 13-06-2016 r.

My

IRA

Data wydania: 2016

Wytwórnia: Polskie Radio

Typ: Album studyjny

Producent: Marcin Limek

Gatunki:

  • pop rock
  • rock