10 / 10
Maciej WilmiĹski
O tej płycie można pisać wyłącznie w samych superlatywach. Piękna, przejmująca, porywająca muzyka, która zrodziła się z wielkiego bólu po wielkiej stracie.
Nie, nie, wcale nie dominuje tu smutny, posępny nastrój, którego można by się tu spodziewać. Wręcz przeciwnie, klimat jest raczej pozytywny, a całość stanowi raczej radosny muzyczny hołd dla Andy'ego Wooda niż przepełnioną żalem muzyczną elegię.
Choć autorem lwiej części repertuaru jest Chris Cornell, to muzyce **Temple of The Dog** bliżej do klimatów Gossarda i Amenta czyli właśnie nieodżałowanego **Mother Love Bone** i **Pearl Jam**, aniżeli **Soundgarden**. Dominują nastrojowe kompozycje w średnim i balladowym tempie. Wyjątkiem od tego są szybkie i drapieżne //Pushin' Forward Back// oraz ciężkie, wręcz sabbathowe, hipnotyzujące 11-minutowe //Reach Down// z długą częścią instrumentalną.
Praktycznie każda kompozycja z **Temple of the Dog** wciąga i urzeka. Całość aż kipi od świetnych melodii, ciekawych gitarowych zagrywek i ma spore znamiona przebojowości. Do tego Chris Cornell zaśpiewał to wszystko po mistrzowsku,z ogromną dawką emocji i uczuć, a wspomagający go Eddie Vedder (główną partię wokalną śpiewa tylko w //Hunger Strike//, w pozostałych ogranicza się do chórków) świetnie go uzupełnia.
Wyróżnić należałoby praktycznie wszystkie utwory, bo całość jest bardzo równa i po prostu od początku do końca znakomita. Nie mogę się jednak powstrzymać przed wskazaniem //Say Hello 2 Heaven//, wspomnianych //Hunger Strike// i //Reach Down// i przede wszystkim //Call Me a Dog//.
Rewelacyjna płyta. Jedna z najlepszych jakie grunge nam zaoferował. I tylko żal, że to tylko jednorazowy projekt. Choć z drugiej strony, dostaliśmy w zamian **Pearl Jam** i **Soundgarden**...
Data dodania: 01-01-2012 r.
10 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Najpiękniejsze epitafium jakie lider **Mother Love Bone** mógł sobie wymarzyć.
Wokalista Andy Wood miał to szczęście, że jego najlepszym przyjacielem był Chris Cornell, także artysta, który swój żal mógł wyrazić przez muzykę i tym samym zapewnić Woodowi wieczną pamięć i pomoc w zapisaniu się złotymi kartami w historii rocka.
Pomoc większą, niż można było się tego spodziewać. Projekt **Temple Of The Dog** przyćmił bowiem popularnością **Mother Love Bone**. Po części dlatego, że premiera albumu zbiegła się w czasie z wybuchem grunge'owej mody, ale głównie dlatego, że przyniosła porcję muzyki tak pięknej i przejmującej. Muzyki najwyższej próby.
Z założenia **Temple Of The Dog** miał być przedsięwzięciem jednorazowym. Początkowo Cornell planował nagrania dwóch piosenek, ale aprobata i entuzjazm żyjących członków **Mother Love Bone** pozwoliła rozwinąć sesję do rozmiaru całej płyty. W sumie powstało dziesięć cudownych kompozycji utrzymanych w klimacie twórczości **Mother Love Bone**.
W związku z tragicznym wydarzeniem jakie stanowiło punkt wyjścia dla procesu twórczego, powstała muzyka raczej spokojna, o melancholijnym nastroju, nawiązująca do łagodniejszego oblicza **Mother Love Bone**. Ale oczywiście nie tylko. W //Reach Down// znajdziemy tłuste, potężne riffy. Z tym, że ich sabbathowski kształt zbliża utwór bardziej do twórczości **Soundgarden**. Dynamiczne, zadziorne //Pushin Forward Back// i //Your Savior// już bardziej przypominają zespół Wooda. Resztę płyty wypełniają kojące spokojem rockowe ballady. Otwierający //Say Hello To Heaven// to czarujące otwarcie. Ciepły klimat utworu sprawia, że nie brzmi on ckliwie i kiczowato. Ile piękna może nieść muzyka przekonujemy się także dalej. //Time of Trouble// czy //Wooden Jesus// powalają na kolana intrygującymi melodiami.
Nie sposób pominąć utwór pilotujący album. //Hunger Strike// to kapitalna wizytówka całości - niemal **Temple Of The Dog** w pigułce. Nostalgiczny początek przechodzi w pełen rozmachu, gitarowy rock z wgniatającymi riffami. W dodatku kawałek został wyróżniony gościnnym udziałem (jeszcze szerzej nieznanego) Eddiego Veddera. Mamy więc grunge'owy superduet.
**Temple of the Dog** to płyta modelowa. Ekscytująca i absorbująca od pierwszych sekund //Say Hello To Heven// aż po ostatnie nuty //All Night Long//. Jedna z najważniejszych płyt, jakie grunge pozostawił po sobie. Elementarna pozycja dla wielbicieli dźwięków Seattle i rocka lat 90-tych.
Data dodania: 01-01-2012 r.