10 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Debiutancki album **Mother Love Bone** ukazał się dokładnie rok po mini-albumie **Shine** i był w zasadzie kontynuacją tego co na nim usłyszeliśmy. Cieszy mnie, że to najlepsze utwory z **Shine** wyznaczyły kierunek dla płyty długogrającej. Co to oznacza? To, że niemal każdy numer na **Apple** brzmi jak potencjalny hit. Teraz już wyraźnie słychać, że pisanie przebojowych piosenek przychodzi chłopakom z łatwością (//Holy Roller, Bone China, Stardog Champion//).
Znów mamy pierwszorzędne popisy aranżacyjne. Szczególnie w balladach (//Man Of Golden Words, Gentle Groove//), ale i w wspomnianym, żywiołowym //Stardog Champion//, gdzie rewelacyjnie wykorzystano chórek dziecięcy.
Na płytę trafiły także dwie kompozycje z **Shine**. Pierwsza to //Capricorn Sister// w nieco bardziej dynamicznej postaci, zaś druga to //Crown Of Thorns// okrojona ze wstępu (czyli //Chloe Dancer//). Pomysł o tyle dobry, że //Capricorn Sister// zyskuje w nowej wersji.
Fani **Pearl Jam**, którzy będą słuchać płyty pod kątem gry Amenta i Gossarda także się nie zawiodą. Jest ona wyraźnie zbliżona do tego, co usłyszymy kilka lat później na albumach tego zespołu.
I jeszcze jedna ciekawostka dla fanów grupy Eddiego Veddera. Produkcja **Apple** mocno przypomina **Ten**, pearljamowy debiut. Ma podobną głębie brzmienia. I jeszcze, żeby było ciekawiej, odpowiedzialny był za nie m.in. guru metalowego dźwięku lat dziewięćdziesiątych, Terry Date. Najlepiej znany ze współpracy z **Panterą** i **Deftones**.
Konkludując, o **Apple** trudno powiedzieć złe słowo. To płyta porywająca od początku do końca. Majstersztyk, który dziś słusznie uważa się za jedną najważniejszych pozycji w grunge’owym kanonie.
Data dodania: 01-01-2012 r.