10 / 10
PaweĹ Tkaczyk
Polacy mimo swojego zamiłowania do muzyki, nie mają zbyt wielu powodów do chwalenia się na świecie z osiągnięć i dokonań rodaków. W kwestii szeroko pojętego rocka karierę na świecie zrobiły w zasadzie tylko dwie grupy, czyli blackmetalowy **Behemoth** oraz deathmetalowy **Vader**. Prawdopodobnie tą samą drogą podążyłoby progresywne **SBB**, jednak uniemożliwił to panujący niegdyś w Polsce ustrój socjalistyczny, który stłamsił wielki potencjał prog rocka w naszym kraju. Na szczęście jednak w 2001 roku stworzona została grupa, która zaznaczyła dość mocną swoją pozycję właśnie w rocku progresywnym, prezentując swoją muzykę na całym świecie. Mowa oczywiście o **Riverside**. Zespół powstały praktycznie z przypadku, a jak wiadomo zwykle przypadkowe rzeczy są najlepsze i najbardziej trwałe. Bo kto by pomyślał, że grupa, na którą składało się dwóch muzyków w zasadzie niedoświadczonych oraz dwóch z przeszłością deathmetalową, może osiągnąć sukces w tak trudnym gatunku, jakim jest rock progresywny? Przekonanie do siebie fanów tejże muzyki, wyczulonych na każdy dźwięk, produkcję czy aranżację do prostych zadań nie należy.
Debiutancki album pt. **Out Of Myself** ujrzał światło dzienne w 2003 roku i od razy zebrał świetne recenzje w prasie, a także wśród fanów gatunku. Na debiut składa się 9 kompozycji, stanowiących całość pod względem tekstowym. Jak się później okazało, **Out Of Myself** stało się pierwszą częścią trylogii **Reality Dream**, opowiadającej historię człowieka, który po niepowodzeniach życiowych chce na nowo zacząć żyć. Muzycznie twórczość **Riverside** najbardziej zbliżona jest do dokonań **Porcupine Tree**, jednak nie wypada jej aż tak generalizować, ponieważ zawiera wiele elementów budzących skojarzenia z innymi odłamami rocka progresywnego. Nie należy też przez to rozumieć, że **Riverside** to kopia innej muzyki. Powyższe porównania pomogą jednak zachęcić do wysłuchania ich kompozycji osobom, które jeszcze nigdy nie zetknęły się z twórczością tej, nie bójmy się tego powiedzieć - wybitnej polskiej grupy.
**Out Of Myself** jest dość melancholijnym albumem. Dużo jest tu muzyki, mniej wokalu. Są przede wszystkim przepiękne, muzyczne pejzaże, jak w otwierającym album //The Same River// czy tytułowym dla trylogii //Reality Dream II//. Pierwsza kompozycja rozwija się bardzo powoli, narastając systematycznie, aż po ponad połowie dociera do naszych uszu subtelny wokal Mariusza Dudy, budzący skojarzenia z głosem Steve'a Wilsona z **Pocupine Tree**. Kompozycja tytułowa jest tu, co dziwne, najkrótsza i dość żywiołowa. Dalej jest równie ciekawie. W zasadzie każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. //I Believe// to piękna, akustyczna kompozycja, podobnie jak równie genialne //In Two Minds//. Trzy najciekawsze utwory to jednak: dość połamane //Reality Dream II//, //Loose Heart// z narastającym natężeniem, świetną aranżacją i znakomitym przestrzennym brzmieniem oraz ośmiominutowe //The Curtain Falls// zmieniające się co chwila i przeplatające wiele nastrojów i wątków. Całość zamyka //OK//. Bardzo smutna kompozycja i z początku dość nieciekawa, jednak po wysłuchaniu subtelnej partii instrumentów dętych budzi skojarzenia z klimatem płyty **On An Island**, Davida Gilmoura.
Debiut **Riverside** należy polecić każdemu fanowi muzyki rockowej a szczególnie osobom, które lubią spokojny, melancholijny rock progresywny spod znaku **Porcupine Tree** czy **Pendragon**, z naleciałościami takich grup jak **Pink Floyd** czy **King Crimson**.
Data dodania: 01-01-2012 r.