10 / 10
Marcin Budyn
Na początku był **In Rock**...– tak w zasadzie można byłoby zacząć opisywanie dyskografii zespołu **Deep Purple**, gdyż z dzisiejszej perspektywy patrząc wszystko co było wcześniej wydaje się być zapomnianą niemalże prehistorią zespołu. Jak to możliwe, że ten zespół z ambicjami, zrzeszający fantastycznych muzyków dopiero na czwartej płycie poznał swoją własną tożsamość? Może po prostu: dopiero w roku 1970 nadszedł właściwy moment.
**In Rock** nie tylko jest przełomowym momentem w historii zespołu – jest również jednym z najbardziej monumentalnych albumów w historii całego hard rocka. Młodzieńczy bunt, agresywne brzmienia znalazły swe ujście w muzyce i w połączeniu z fantastycznym kunsztem muzycznym brytyjskiego kwintetu na zawsze zagościły w sercach fanatyków rocka. Galopady Paice'a, brawurowe wokalizy Gillana, pojedynki Blackmore'a i Lorda, wspierane intensywnymi partiami Glovera złożyły się na emocjonującą muzyczną całość.
Przytłacza samo brzmienie – ciężkie, brudne, masywne, będące niejako odpowiedzią na debiuty **Led Zeppelin** i **Black Sabbath**. Brzmienie to sprawia, że wykonanie traci sporo na przejrzystości, ale priorytetem **Deep Purple** było wówczas znokautowanie słuchacza mocą decybeli.
Sam początek jest mocny. Najpierw Ritchie ujarzmia swoją gitarę bawiąc się wajchą, potem następuje wyciszenie, spokojna partia Jona Lorda na organach, po czym eksploduje cały zespół. Tak zaczyna się otwierający płytę //Speed King//, który z miejsca przeszedł do "purpurowej klasyki". Również reszta albumu zdominowana jest przez oparty na ciężkich, masywnych riffach kompozycje, zostawiając sporo miejsca do popisu czy to Blackmore'owi, czy Lordowi. Rewelacyjnie radzi sobie Ian Gillan, który szybko sprawia, że jego poprzednik – Rod Evans zostaje zapomniany na wieki. Nowy wokalista prócz tego, że dysponuje ciekawą barwą głosu, to jeszcze imponuje niesamowitą skalą i wyczuciem melodycznym. Sprawdził się też Glover, nie tylko świetny muzyk, ale i utalentowany kompozytor.
Oprócz //Speed King// na płycie zawarło się kilka innych świetnych kompozycji jak //Bloodsucker// czy //Flight of the Rat//, ale prawdziwym opus magnum albumu jest niewątpliwie //Child in Time//. Wielkie muzyczne, dzieło, jeden z najznamienitszych rockowych hymnów zaczyna się od dostojnego gitarowego riffu i intrygujących dźwięków organów, klimat stopniowo narasta i osiąga apogeum wraz ze wzmagającymi się przejmującymi wrzaskami Gillana, po czym następuje popisowa galopada instrumentalistów, by w końcu wrócić do poruszającego nastroju z początku utworu. Każdorazowe przesłuchanie tego utworu stanowi niezwykłe przeżycie.
Ten album to po prostu klasyka z najwyższej półki.
Data dodania: 01-01-2012 r.