9 / 10
Marcin Budyn
Zabawne wydaje się, że ta płyta osiągnęła wielki sukces komercyjny, znalazła uznanie wśród fanów i krytyki, a jest po macoszemu traktowana przez większość członków zespołu. Jedynie Ian Gillan ocenia ją wysoko, Paice, Glover, Blackmore zdecydowanie przeciwnie. Więc jaka jest w końcu ta płyta? Najlepiej ją przesłuchać i samemu ocenić.
Być może nieszczęściem **Fireball** jest to, że znalazła się pomiędzy dwoma legendarnymi albumami **In Rock** i **Machine Head**. Nie jest też, tak jak one, jednoznaczna stylowo, chwilami odbiega wręcz od hardrockowego image'u **Deep Purple**, ale brzmienie jest za to mocne i bardziej selektywne niż na **In Rock**.
Sam początek nie wskazuje, by zespół miał zamiar odchodzić od zdefiniowanego na poprzednim albumie stylu. //Fireball// to brawurowa, krótka, ognista kompozycja utrzymana w szybkim tempie. Jakiejś wielkiej zmiany nie wprowadza ani nieco pokombinowany //No, no, no// ani przebojowy //Demon's Eye//. Zaskoczeniem jest z pewnością numer 4 na albumie: //Anyone's Daughter//. To spokojny, melodyjny, żartobliwy utwór utrzymany w klimacie kowbojskiej piosenki i jest to rzecz zupełnie nietypowa dla **Deep Purple**. Potem jest nieszablonowy //The Mule//, oparty na powtarzających się charakterystycznym motywie uderzanym przez Iana Paice – ten kawałek posłużył zresztą na koncertach jako wstęp do popisów perkusisty. Na szczególną uwagę na płycie zasługuje przede wszystkim kolejny utwór: //Fools//, zawierający zarówno wątki stricte hardrockowe, jak i elementy psychodelii, a uwagę słuchacza przykuwa hipnotyczne solo Ritchiego Blackmore’a. Płytę zamyka nieprzekonujący mnie natomiast //No One Came//.
Na amerykańskim wydaniu płyty zamiast //Demon's Eye// znajduje się singlowy //Strange Kind Of Woman// (dostępny również na wersji zremasterowanej europejskiego wydania). Jest to oparty na radosnym riffie gitary, przebojowy, urzekająco melodyjny kawałek, który z pewnością wzbogaca muzyczną wartość albumu.
Data dodania: 01-01-2012 r.