8 / 10
PaweĹ Tkaczyk
W 1975 roku fani **Deep Purple** przeżyli kolejny szok. Z zespołu odszedł lider i główny kompozytor - Ritchie Blackmore opuścił szeregi grupy, by założyć **Rainbow**. Miejsce znakomitego spiritus movens grupy zajął młodziutki Tommy Bolin. Poradził sobie świetnie choć nie ma co ukrywać, że zespół zmienił swoje oblicze. Trudno się temu dziwić, skoro z "klasycznego" składu pozostał tylko klawiszowiec Jon Lord oraz perkusista Ian Paice...
Album wbrew przewidywaniom okazał się być naprawdę solidny. Może brzmi lżej, ale na pewno ma o wiele lepszą produkcja niż dwa poprzednie. Utwory mają ciekawą aranżację, a co ważne nie zabrakło porządnych, rockowych utworów. Na początek pojawia się //Comin' Home// ze świetnie pomyślanym i zaaranżowanym refrenem, niezłego kopa daje też //Gettin' Tighter//.
Dwa najlepsze kąski zostały jednak na koniec. Kapitalny //Love Child//, ze świetnym riffem i naprawdę ciężkimi zwrotkami a także intrygującym refrenem. Największa perła w postaci //You Keep On Movin'// została na sam koniec. Znakomite basowe wejście, kapitalne partie wokalne, znakomite zwrotki, świetny refren. Utwór do dzisiaj grany przez Hughesa na koncertach mrozi krew w żyłach i doprowadza ludzi do... maksymalnego entuzjazmu. Zdecydowanie wpisał się do purpurowej klasyki.
Jeśli ktoś nie słyszał tego albumu to niech nie zmyli go skład, nie zniechęci tandetna okładka... Jest to naprawdę solidna, a momentami nawet świetna rockowa płyta, ze znakomitymi partiami każdego z muzyków. Tommy Bolin wyszedł z ciężkiego zadania obronną ręką, bardzo dobrze zastępując Blackmore'a. Może brakowało mu trochę jego feelingu, ale wiadomo, że tak wielkiego mistrza zastąpić łatwo nie jest. Poza tym mamy tutaj świetne partie wokalne i co najważniejsze, uczucie że płyta została napisana i zagrana od serca a nie z konieczności.
Data dodania: 01-01-2012 r.