Encyklopedia Rocka

7 / 10

Maciej Wilmiński

Przyznam, że nie rozumiem decyzji o wydaniu płyty koncertowej mając zaledwie dwa albumy studyjne na koncie. Nie za wcześnie? Cóż... Zakk zdecydował tak i choć nie jest mi to w smak, to w końcu jego zespół i miał do tego pełne prawo. Ten album pokazuje, że **Black Label Society** na koncertach po prostu miażdży ciężarem brzmienia. Utwory brzmią potężnie, szczególnie że wszystko zagrano tu wolniej niż w studio, stawiając właśnie na ciężar. Wszystko odegrane jest perfekcyjnie, łącznie z solówkami i w sposób bardzo zbliżony do wersji studyjnych. Ciężko jest wyróżnić jakiś utwór, jak również ze względu na niewielki staż grupy mieć jakieś większe uwagi do setlisty. Mamy tu dwie gitary, dzięki czemu szybko możemy przekonać się czemu Nick Catanese przezywany jest Evil Twin - słychać, że jego zrozumienie z Zakkiem jest kapitalne i Panowie z podwójną energią serwują nam tony ołowiu spod palców. Słyszymy też wokal Zakka, jaki znamy do dzisiaj. Bardzo niski i szorstki, nie każdemu przypadnie do gustu. Ja wolałem jego wcześniejsze wydanie. Zakk frontman miał od kogo podpatrywać jak władać publicznością i słychać, że od pana "podwójne O" czerpie garściami. Choć nie jest tak gadatliwy jak on, często słyszymy swojskie i dziwnie znajome okrzyki "make some fuckin' noise", c'mon motherfuckers . Na początku //Superterrorizer// ni stąd ni zowąd słyszymy także deklarację //Limp Bizkit sucks dick//. Nie mam pytań. Problem z tą płytą jest taki, że słuchacz nie dostaje tu ani chwili wytchnienia, co może być dość męczące. 70-minut ciężaru i czadu, bez żadnej ballady, do tego z reguły kolejne utwory po prostu łączą się ze sobą. Właściwie jedyną "przerwę" na zaczerpnięcie oddechu stanowi popisówa Zakka. Dlatego dostajemy na odpoczynek drugą płytę, już nie z koncertu ale ze studia - lżejszą i balladową. Co się na niej znalazło? Dwa covery - //Heart of Gold// Neila Younga - wykonane bez harmonijki za to z gitarą elektryczną oraz oryginalnie potraktowane //Snowblind// **Black Sabbath** zagrane w większości akustyczne i bardzo smutnie (choć nie zabrakło popisowego sola na elektryku). Jest też akustyczna, łagodna wersja czadu z poprzedniej płyty - //The Begining... At Last//. Mnie kompletnie nie przekonuje. Mamy w końcu dwa nowe numery, nijakie //Blood on the Wall// i najlepsze, kojarzące się z **Book Of Shadows** (gdyby nie wokal) //Like a Bird//. Zarówno koncert jak i drugą płytę najprościej określić słowem: solidne.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Alcohol Fueled Brewtality Live!! x5

Black Label Society

Data wydania: 2001

Wytwórnia: Spitfire

Typ: Album koncertowy

Producent: Zakk Wylde

Gatunki: