9 / 10
PaweĹ Chmielowiec
W recenzji **Shout At The Devil** napisałem, że zespół nabawił się sporych kłopotów przez igranie z ciemną stroną mocy. Oczywiście nie dosłownie, ale zaczęło robić się nieprzyjemnie. Zarzuty, zła prasa, cenzura i w końcu "sąd ostateczny" - zainteresowanie ze strony organizacji Parents Music Resource Center. To nie tak miało być.
**Theathre Of Pain** jest więc wyważonym kompromisem. W tekstach znalazło się mniej siarki, a muzykę trochę przytemperowano. Podobno były to też dobre rady "wujków" z wytwórni i managementu, które miały pomóc chłopakom w zdobyciu większej popularności.
Tak naprawdę brzmienie albumu jeszcze przypomina **Shout At The Devil**. Jest dość surowe i ostre. Z kompozycjami sprawa nie jest jednoznaczna. Początkowe kawałki wypadają zaskakująco. Są wolniejsze, bardziej rockowe niż metalowe i na pewno łatwiejsze do przyswojenia (//City Boy Blues, Keep Your Eye On The Money//). Znów mamy przeróbkę. Tym razem rock’n’rollowy //Smokin’ In The Boys Room// z repertuaru grupy **Brownsville Station**. Świetnie wpasowała się w resztę repertuaru i odniosła spory sukces na listach przebojów.
Na **Theathre Of Pain** trafiła także jedna z najbardziej znanych ballad zespołu czyli //Home Sweet Home// z nastrojową grą fortepianu i sentymentalnym klimatem. Takiego Motley Crue dotychczas nie mieliśmy okazję poznać.
Druga część płyty jest bardziej nastawiona na ugłaskanie starych fanów. //Louder The Hell// przypomina trochę numer tytułowy z poprzedniej płyty. //Tonight (We Need A Lover)// czy //Fight For Your Rights// to także kawał ostrego łojenia w stylu **Shout At The Devil**.
Płytę można odebrać jako trochę niespójną, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy to ciekawa dokumentacja przemiany stylu kwartetu.
Data dodania: 01-01-2012 r.