9 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Zdaniem wielu fanów i krytyków **Dr Feelgood** to apogeum twórczości zespołu. Komercyjne? Na pewno. Poczwórna platyna, pięć singli promocyjnych, z czego tylko jeden nie poszalał na liście Billboardu. Nie ma co dyskutować. A artystycznie? Tu także wiele głów potakuje, ale to nie do końca prawda. Lata osiemdziesiąte to pasmo sukcesów i ciągła ewolucja zespołu. Jest raczej rzeczą gustu, co do nas najbardziej z tego okresu twórczości przemawia. Niemniej jednak to już piąta z rzędu znakomita płyta kalifornijskiego kwartetu. Znów inna, bo jeszcze bardziej komercyjna, ale przy tym i naprawdę wysmakowana. W //Rattlesnake Shake// możemy usłyszeć sekcje instrumentów dętych (co pewnie zainspirowane zostało ówczesnym przebojem Aerosmith //Dude, Looks Like Lady//). //Slice of Your Pie// brzmi ładnie dzięki charakterystycznym beatlesowskim harmoniom i psychodelicznej aurze. Słychać, że pomysłów chłopakom nie brakowało. Mogli pójść na łatwiznę i zalać wszystko słodkim klawiszowym sosem. Na szczęście nie zrobili tego.
Skręt w komercyjne rejony zwykle pociąga za sobą zmasowany atak ballad. Dostajemy tu aż trzy, co stanowi absolutny rekord, biorąc pod uwagę ich ówczesne standardy. //Without You//, //Don't Go Away Mad (Just Go Away)// i //Time For Change//. Wszystkie zgrabne, ujmujące swoją czułością... choć pierwsza aż do przesady ckliwa.
Jeśli ktoś nie zaakceptował nowych rozwiązań to na pewno przekona go reszta płyty. Utwór tytułowy, mimo wygładzonej melodyki i trochę natarczywej przebojowości to typowe dla nich granie. To samo petarda - //Kickstart My Heart//. Tu już jest i przebojowo, i ostro jak dawniej. Wprost wybornie!
Na podstawie moich wynurzeń ktoś może pomyśleć, że mamy tu do czynienia z albumem niespójnym. Odpowiedź brzmi: nie! Raczej z ciekawie zróżnicowanym. To był zasłużony sukces.
Data dodania: 01-01-2012 r.