Encyklopedia Rocka

7 / 10

Maciej Wilmiński

Pod koszmarną okładką kryje się dziwna i trudna do ocenienia płyta. Mamy tu bowiem kilka utworów po prostu kapitalnych, gdzie zespół wznosi się na wyżyny swojego kunsztu, ale nie brakuje numerów pozbawionych wyrazu, całkowicie bezbarwnych. I tak słuchając **Dance Of Death** - a w szczególności jej drugą połowę - przechodzimy ze skrajności w skrajność - od euforii po znudzenie. Przez to wszystko całość traci na spójności i sprawia wrażenie zbioru przypadkowych piosenek, a nie pełnoprawnego albumu. Najlepsze są tutaj trzy najdłuższe utwory . Ośmiominutowy numer tytułowy to jak dla mnie oparta na starych sprawdzonych patentach nowa jakość w muzyce zespołu. Początek w walcowym tempie a'la //Blood Brothers// z Dickinsonem-bajarzem doskonale wprowadza nas w historię,po czym tempo i napięcie powoli przyspiesza aby mieć swą kulminację w czadowej jeździe bez trzymanki (świetne solówki!), świetnie oddającej szaleńczy, opętańczy charakter tańca śmierci o którym opowiada utwór. Klimatyczna, doskonale dobrana muzyka i słowa w fantastycznej interpretacji Dickinsona sprawiają, że możemy poczuć, jakbyśmy sami uczestniczyli w opowiadanej historii. Wielkie wrażenie robi także //Paschendale// - utwór o jednej z najstraszniejszych bitew I-wojny światowej. Tym razem klimat jest odpowiednio przejmujący (świetny motyw grany tappingiem) i smutny, a ostra, ciężka i bezkompromisowa muzyka podkreśla przedstawione w tekście okrucieństwo wojny. Do tego zespół momentami fantastycznie wspomaga orkiestra (ciekawe brzmienie waltorni). Hit numer trzy to wieńczący całość //The Journeyman// - pierwszy w historii zespołu utwór w całości akustyczny. Ale jaki, utwór ! Od tego refrenu na pewno niełatwo będzie się wam uwolnić. Panowie, dobrze kombinujecie ! Na pewno podobać się może także //Montsegur// (z riffem "pożyczonym" z //Fallen Angel//), ale kawałek ten został położony przez brudne, chropowate brzmienie gitar, co sprawia że ciekawe skądinąd melodie rozmywają się w dziwne plamy w tle, a całość traci swoje walory. No i //No More Lies// - rzecz typu "co z tego, że słyszeliśmy te klimaty tysiąc razy, skoro słuchamy po raz tysiąc pierwszy i nadal nam się to podoba". Jest też szybki, fajny rocker w postaci //Wildest Dreams// i przebojowy //Rainmaker//. Odbiór całości psują mi cztery pozostałe numery - po prostu totalne niewypały. Niby tylko cztery, ale czasowo to jedna trzecia płyty. Stąd taka, a nie inna ocena tej bardzo nierównej płyty, która jaka całość po prostu rozczarowuje.
Data dodania: 01-01-2012 r.

6 / 10

Marcin Budyn

Album ten poznałem dość późno. Różne czynniki złożyły się na fakt, że nie miałem okazji usłyszeć go "na czasie" i pojechałem na koncert Iron Maiden we Wrocławiu znając tylko i wyłącznie //Wildest Dreams// słyszany na koncercie w Katowicach kilka miesięcy wcześniej. Tak naprawdę nie żałuję, że tak się stało. Być może gdybym znał ten album nie zostałbym tak doszczętnie zniszczony pod sceną, kiedy rozległo się //Paschendale// a zza scenicznych "zasieków" wyskoczył Bruce, zaczynając śpiewać... Byłem zupełnie przytłoczony tym kawałkiem i zaraz po powrocie z koncertu zaopatrzyłem się w **Dance Of Death**. Zanim jendak to nastąpiło zostałem zaskoczony drugi raz, kiedy na koniec koncertu zespół wyszedł z akustykami i zagrał //The Journeyman//. I tak oto pierwsze przesłuchania **Dance Of Death** zrobiły na mnie szalenie pozytywne wrażenie. Słysząc wspomniane dwa utwory, a także efektowne zagrywki gitarowe w //Rainmaker// czy wrzask w refrenie //No More Lies//, wracała wspaniała atmosfera koncertu. Jedynie //Wildest Dreams// mnie nieco rozczarował. Niemniej jednak im dłużej wsłuchiwałem się w tę płytę, coraz mniejszą miała ona dla mnie wartość muzyczną. Szybko znudziły się przebojowe, ale pozbawione wyrazu //New Frontier// i //Gates Of Tomorrow//. //No More Lies//, choć to bardzo dobry utwór, irytuje na początku niemal powtórzeniem wstępu do //The Clansman//. //The Journeyman// obdarty z atmosfery koncertu nie brzmi już tak porywająco. Intryguje natomiast tytułowy //Dance Of Death//. Co prawda zawsze sceptycznie odnosiłem się do takich czysto brzmiących – niemal jak orkiestra smyczkowa – gitar, ale akurat tutaj zawarty został niesamowity klimat i dramaturgia. Słuchając tego utworu i porównując do na przykład //Phantom Of The Opera// można zauważyć jak bardzo zmieniło się brzmienie Maiden. Minęły trzy lata od wydania **Dance Of Death** i można już powiedzieć z czystym sumieniem, że nie jest to udana płyta.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Dance Of Death

Iron Maiden

Data wydania: 2003

Wytwórnia: EMI

Typ: Album studyjny

Producent: Kevin Shirley

Gatunki: