10 / 10
Marcin Budyn
Drugi longplay **DIO** to godny następca **Holy Diver**. Muzycznie stanowi właściwie kontynuację poprzednika, nawet układ utworów na płycie analogiczny - szybki killer na początek, potem tytułowy, a na koniec wolny, mroczny, przejmujący utwór (podobieństw na konkretnych pozycjach jest zresztą więcej). Nie jest to żaden zarzut, oba albumy stoją na tym samym wysokim poziomie, a wybór który lepszy pozostaje sprawą dość dyskusyjną, choć nieco więcej zwolenników ma jednak album debiutancki.
Znów mamy utwory rozpędzone, pełne ognia (otwierający //We Rock//, //I Speed at Night//) mroczne i przejmujące (//The Last in Line//, //Egypt (The Chains are on) //) i zabójczo przebojowe (//One Night in the City//, //Mystery//). Poza ostrą rockową jazdą mamy kilka przejmujących, lirycznych fragmentów (wstęp //The Last in Line//, fragment środkowej części //Egypt (The Chains are on)//). Cały zespół spisuje się wciąż znakomicie, choć wiadomo, że oprócz Ronniego największą uwagę przykuwa gra Campbella.
Płytę **The Last In Line** darzę szczególną sympatią w dużej mierze z powodu tego, że na tym albumie znajdują się moje trzy ulubione utwory **DIO**. Pierwszy, zaraz na wstępie, //We Rock// - to jak wiadomo koncertowy klasyk zespołu, //One Night in The City// zawiera skoczny rytm i niezwykle urokliwe melodie, a co istotne nie mimo przebojowości, zespołowi nie sposób zarzucić "słodzenia" w kierunku słuchaczy z wrażliwymi na rockowy czad uszami (do tego to mroczne //One Night, One Night// w końcówce). Trzeci kawałek który niezwykle sobie cenię to //Egypt (The Chains are on)//, z wciągającym klimatem, i doskonałym podkładem instrumentalnym, który hipnotyzuje słuchacza kończąc niezwykle udanie ten świetny album.
Data dodania: 01-01-2012 r.