7 / 10
PaweĹ Chmielowiec
**Evil or Divine - Live in New York City** jest zapisem amerykańskiego koncertu z 2002 roku w ramach trasy promującej album **Killing The Dragon**. Zapisem prawie całego koncertu - pełna wersja dostępna jest na DVD o takim samym tytule.
Skład jest zupełnie inny niż na poprzednim wydawnictwie koncertowym. Mamy m.in starego kompana, basistę Jimmy’ego Baina oraz zupełnie nowy "nabytek" - gitarzystę Douga Aldricha. Moim zdaniem znakomicie to wpłynęło na formę grupy - nic nie odświeża muzyki zespołu tak, jak nowy gitarzysta.
Nowy entuzjazm, inny styl gry, często nowe interpretacje. To wszystko zawsze ekscytuje słuchaczy. Aldrich pokazał się z dobrej strony już na **Killing The Dragon**. Koncert to jakby drugi, trudniejszy etap sprawdzianu. I znów zaliczył go bardzo dobrze. Świetnie odnajduje się w starym repertuarze, choć w zasadzie zbyt wiele od siebie mu nie dał. Możemy za to podziwiać jego kapitalny warsztat np. w //Don’t Talk to Strangers// czy prawie 10 minutowej solówce.
Pozostali muzycy także są w dobrej formie. W tym Dio – ciągle w formie, z głosem jak dzwon. Tyle, że to nie wystarcza, aby dać pierwszorzędną sztukę. **Evil Or Divine** dostarczył mi mniej emocji od **Inferno: The Last In Live**. Niby utwory są wykonywane sprawnie i bez zarzutów, ale jakoś brakuje w tym wszystkim głębszych emocji. Ronnie prawie nie odzywa się do publiczności, utwory często lecą jeden po drugim, ciągiem jak z karabinu maszynowego. Oczywiście w takich numerach jak //Long Live Rock’n’Roll// czy //Heaven and Hell// lider wciąga do zabawy publiczność przekrzykując się z nią, ale każdy fan dobrze wie, że to wyeksploatowany trik. Występ jako całość robi wiec rutynowe wrażenie.
Kolejny minus należy się za repertuar. Mimo upływających lat i przybywających albumów, **DIO** wciąż "leci" głównie wczesnymi, wciąż tymi samymi nagraniami (//Holy Diver, Rainbow in the Dark, Long Live Rock’n’Roll, Heaven and Hell//). Gdzieś miedzy nimi udało się na szczęście upchnąć trochę nowy kawałków (//Rock’n’Roll, Push, Killing The Dragon//) oraz miły akcent w postaci //Fever Dreams// z wspaniałego concept-albumu **Magica**. Płyty **Strange Higways** i **Angry Machines**, a nawet wyśmienity **Dream Evil** pominięto.
Dużo można wytknąć **Evil Of Divine**. Za dużo by ustawić ją obok **Inferno: The Last In Live**. Dlatego bardziej polecam właśnie to wcześniejsze wydawnictwo.
Data dodania: 01-01-2012 r.