10 / 10
Marcin Budyn
Odmieniony personalnie **Rainbow** nagrał w 1976 roku swoją najlepszą płytę. Ritchie dobrał muzyków, którzy odpowiadali jego koncepcji muzycznej, zostawiając ze starego składu jedynie rewelacyjnego wokalistę Ronniego Jamesa Dio. I już od początku przesłuchania wiadomo, że mamy do czynienia z perfekcyjnie pracującą hardrockową machiną. Sekcja rytmiczna Bain/Powell nadaje utworom należytej dynamiki i mocy, zaś Carey stara się iść w ślady Jona Lorda i niejednokrotnie popisuje się klawiszowymi solówkami - zaraz na wstępie wysuwa się nawet na pierwszy plan wykonując intro //Tarot Woman//.
Na albumie znajduje się jedynie sześć utworów, ale za to jakich! Wymieńmy chociażby wspomniany już //Tarot Woman// i oparty na Blackmore'owym riffowaniu //Starstruck//. Wszystkie utwory są mocne, pełne gitarowego ognia, okraszone brawurowymi wokalizami Ronniego Jamesa Dio. Świetne wrażenie robi zamykający album rozpędzony //Light In The Black//, z długim rozbudowanym solem Tony'ego Careya. Czuć w tym wszystkim ducha **Deep Purple**. Gwoli ścisłości kilka słów o liderze - jest w doskonałej formie, jego riffy i solówki po prostu zachwycają.
Prawdziwym opus magnum płyty jest utwór //Stargazer//, nagrany przy wspomaganiu **Munich Philharmonic Orchestra** pod batutą Rainera Pietscha. Jest to wysmakowane dzieło, ze wspaniałymi partiami gitarowymi, pysznie zaaranżowaną orkiestrą, doskonałą pracą Baina i Powella, rozbudowaną częścią instrumentalną i fantastycznym Ronnie Jamesem Dio, który w porywający sposób interpretuje kolejne linijki tekstu. Ten utwór to prawdziwy hardrockowy kosmos - uwielbiam go.
Jest to - co tu dużo mówić - po prostu jazda obowiązkowa.
Data dodania: 01-01-2012 r.