10 / 10
Maciej WilmiĹski
Absolutnie najważniejszy album w solowej karierze Ozzy'ego i w ogóle - jeden z najwspanialszych w całej historii heavy metalu.
Udało się tu dosłownie wszystko (jest jeden mały wyjątek, o którym na końcu), właściwie zamiast recenzji wystarczałoby wypisać tytuły utworów - same klasyki. Dominują niesamowicie energetyczne, ale jednocześnie urzekająco melodyjne i przebojowe kawałki (//I Don't Know//, //Crazy Train//), nie zabrakło jednakże klimatów wolniejszych i mrocznych (kultowy //Mr. Crowley//, //Suicide Solution//) oraz ballad - uroczego //Goodbye to Romance// z jakże słodką klawiszową końcówka i //Revelation (Mother Earth)// z długim i efektownym instrumentalnym popisem. Jest to album bez słabego punktu, za outsidera uważany jest jedynie //No Bone Movies// - trochę niesłusznie - to przecież bardzo fajny, lekkostrawny i radosny utwór, tyle że w otoczeniu samych killerów sprawia wrażenie błahego przerywnika.
Ozzy w liniach wokalnych raz na zawsze odciął się od Sabbathowej "automatyzacji", śpiewa też z błyskiem niesłyszanym w większości utworów z ostatnich płyt **Black Sabbath**. Ale o wielkości tego albumu świadczą przede wszystkim fenomenalne, powalające zagrywki gitarowe, za które odpowiada Randy Rhoads.
Oto pod skrzydłami Ozzy'ego eksplodował olbrzymi talent szerzej nieznanego 24-letniego muzyka, który niemal z miejsca dołączył do gitarowego panteonu sław. Ten album to dla wielbicieli gitary, prawdziwy skarb - słychać, iż Rhoads wręcz kipiał inwencją twórczą, nie sposób nie zachwycić się jego pomysłami, umiejętnościami i techniką gry. Pełno tu ciekawych riffów (//Crazy Train//, //Steal Away (The Night)//), fenomenalnych solówek (przede wszystkim osławione sola z //Mr. Crowley//, na których wychowały się całe tabuny gitarzystów), intrygujących przejść... Zresztą - wystarczy posłuchać instrumentalnego //Dee//, urzekającej prostotą zgrabnej akustycznej miniaturki, zdradzającej neoklasyczne inspiracje gitarzysty. To głównie jego gitara powoduje, że słuchając tego albumu nieraz po plecach przechodzą nam ciary.
Kolejnym niezaprzeczalnym atutem są dobre, pasujące do muzyki teksty: //Goodbye to Romance// - pożegnanie z **Black Sabbath**, //I Don't Know// - fajne przesłanie dla fanów, //Crazy Train// - świetnie opisane losy Ozzy'ego, do tego tematy typowo rockandrollowe (//No Bone Movies//, //Steal Away//) ale i poważniejsze refleksje (//Revelation (Mother Earth)//, //Suicide Solution//).
Jedyną rzecz, do której można (a wręcz trzeba) się przyczepić to produkcja. Utworom brakuje należnej im mocy i dynamiki, być może to efekt niezbyt dużych nakładów finansowych przeznaczonych na ten album
**Blizzard Of Ozz** to niesamowita dawka pozytywnej energii. Nic dziwnego, że to najbardziej spektakularny w solowej karierze Ozzy'ego sukces artystyczny i komercyjny. Do dzisiaj koncerty Osbourne'a nie mogą się obyć bez przynajmniej czterech utworów z tego albumu. Wstyd nie znać!
Data dodania: 01-01-2012 r.