7 / 10
Maciej WilmiĹski
Patrząc na napis "all songs written by Ozzy Osbourne" w książeczce, można by powiedzieć "pierwszy w pełni solowy album Ozzy'ego". Niezupełnie jednak tak jest - podpisany tylko zbiera tantiemy, natomiast w rzeczywistości równie duży wkład w ten album mieli Bob Daisley i nowy gitarzysta Jake E. Lee. Od razu powiedzmy sobie też, że album miał wiele różnych wydań - różniących się liczbą utworów, ich kolejnością i tytułem utworu //Centre of Eternity//, który był zapisywany także jako //Forever//. Wraz z kolejnymi reedycjami sprawa wygląda już na uporządkowaną i myślę, że właśnie do wersji z 1995 lub 2002 roku powinniśmy się odnosić oceniając ten album. Album, który jednoznacznie udowodnił, że śmierć Randy'ego Rhoadsa nie pogrzebie również kariery solowej Osbourne'a.
**Bark at the Moon** nie przynosi w muzyce Ozzy'ego żadnej rewolucji - to wciąż dość melodyjny, ale nie pozbawiony pazura heavy-metal z dużą rolą gitary i charakterystycznym osbournowym klimatem. Różnica polega na uwzględnieniu w brzmieniu ówczesnych muzycznych trendów - brzmienie jest wygładzone, a sporą rolę zyskały klawisze. Klawisze (gra na nich Don Airey) które, niestety, po ponad 25 latach po prostu trącają myszką, przez co niektóre utwory dziś brzmią po prostu archaicznie (//Slow Down//, //Centre of Eternity//). Szczególnie żal tego brzmienia w zgrabnej i przejmująco zaśpiewanej balladzie //You're No Different//. Osobna sprawa to utwór //Now You See It (Now You Don't)// z groteskowymi wręcz wtrąceniami klawiszowymi i falsetem Ozzy'ego w refrenie. Nietypowa i mocno kontrowersyjna jest też druga ballada //So Tired// z bogatą orkiestracją. Warto odszukać teledysk do tego utworu, szalone to były czasy!
Najlepiej jednak prezentują się te utwory tradycyjne, z marginalną rolą klawiszy. Numer tytułowy ze znakomitym riffem zachwyca drapieżnością i klimatem, spotęgowanym przez świetne wokalizy Osbourne'a (wycie, śmiechy), a budową przypomina trochę //Mr.Crowley// - też mamy tu dwa sola, a to w jaki sposób zagrał je Jake E. Lee pokazuje, że Randy Rhoads doczekał się godnego następcy. Równie udany jest wolniejszy, ale równie przebojowy //Rock and Roll Rebel// (polecam zwrócić uwagę na zwolnienie przed świetną solówką Lee). Za jedną z najmniej docenianych osbournowskich pereł uważam natomiast niezwykle klimatyczny i oparty na ciekawym riffie //Waiting for Darkness//, którego głównym atutem jest niewątpliwie sposób, w jaki został zaśpiewany.
Jak już wspomniałem na początku - **Bark at the Moon** ostatecznie ugruntowało solową karierę Osbourne'a.
Data dodania: 01-01-2012 r.