Encyklopedia Rocka

6 / 10

Maciej Wilmiński

Na ten album fani musieli czekać aż sześć lat. Powstawał on podobnie, jak **Ozzmosis**, kompozycje Ozzy tworzył we współpracy z zawodowymi songwriterami, choć w kilku maczali palce także Robert Trujillo i Joe Holmes. Pierwotnie pomagać miał przede wszystkim Zakk Wylde, ale piosenki które ten przygotował, nie spodobały się Ozzy'emu (ostatecznie trafiły one na album **Black Label Society** **1919 Eternal**). Wylde, dostał wolną rękę wyłącznie w solówkach. Przez te sześć lat wiele w ciężkiej muzyce się zmieniło i to tutaj słychać. Panowie, którzy pracowali przy piosenkach na ten album, wiedzieli co było na topie, odpowiednio uwspółcześniona i mocno nu-metalowa jest też produkcja. Czy powstał zatem koniunkturalny, typowo komercyjny album? Nie do końca. Jak to w przypadku Ozzy'ego bywa, styl jego muzyki został dostosowany do ówczesnej rynkowej mody, ale generalnie mowy o gwałtownej wolcie stylistycznej nie ma. Instrumentarium raczej tradycyjne, solówek nie zlikwidowano. Początek płyty robi wręcz niesamowite wrażenie. Można zaniemówić. Potężne //Gets Me Through// i //Facing Hell// urzekają pasją i świeżością, ciężkim brzmieniem, rewelacyjną grą Zakka Wylde'a (solówki!), żarliwym śpiewem Osbourne'a, ciekawie wplecionymi brzmieniami instrumentów klawiszowych i oczywiście sporą dawką przebojowości. Po chwili kolejne zaskoczenie - niezwykle cukierkowata, ale i przecież, bądźmy sprawiedliwi, udana fortepianowa ballada //Dreamer//, która nawiązując i muzycznie i tekstowo do //Imagine// Lennona, pokazuje jak nigdy dotąd uwielbienie Ozzy'ego do muyzki **The Beatles**. Później bywa już różnie, przede wszystkim znika gdzieś ta energia, świeżość, a pojawia się rutyna i granie, które dobrze znamy. Takie numery jak //No Easy Way Out//, //That I Never Had// (z riffem budzącym skojarzenia z //Miracle Man//) czy //Black Illusion// generalnie nużą, choć mają niezłe momenty. Co ciekawe, sporo w nich sabbathowych inklinacji, gdzieniegdzie Ozzy wraca wręcz do sabbathowej automatyzacji i śpiewa unisono z riffem. Najlepszym przykładem - //Junkie//, utwór dość ciekawy, ale mocno jednostajny, na wyżyny wznosi go jednak rewelacyjne solo Zakka Wylde'a. Ogólnie solówek gitarowych słucha się na tej płycie z ogromną przyjemnością (//Black Illusion//, //Gets Me Through//, //No Easy Way Out//). Na płycie są jeszcze dwie ballady - miniaturka //You Know...(Part 1)// i piosenkowe, trochę musicalowe //Running Out of Time//. Zaskoczeniem są na pewno dwa ostatnie utwory. To już właściwie typowy nu-metal. //Alive// z dziwacznym mostkiem najprościej skwitować zdaniem - nieudane, ale już szalone //Can You Hear Them?// robi wrażenie, szczególnie apokaliptycznym wstępem. Na **Down To Earth** sporo mieszano przy głosie Ozzy'ego. Wyraźnie słychać, że lata już nie te i trzeba ratować się wieloma ścieżkami, echami i innymi studyjnymi sztuczkami. Ale wciąż brzmi to całkiem całkiem, a Ozzy bardzo umiejętnie wykorzystuje moc swojej barwy. Nie poruszyłem jeszcze jednego tematu. Wyjątkowo nieudanej okładki, //miał być ukrzyżowany kosmita, ale nie wyszło// - mówił o niej Ozzy. Sam album może też wyszedł nie do końca i nie do końca spełnił oczekiwania, ale to solidne, dobre granie.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Down To Earth

Ozzy Osbourne

Data wydania: 2001

Wytwórnia: Epic Records

Typ: Album studyjny

Producent: Tim Palmer

Gatunki: