6 / 10
Maciej WilmiĹski
To koncertówka nagrana na trasie promującej **Down To Earth** w słynnej tokijskiej hali Budokan, powstała już w czasie popularności **The Osbournes**, co zapewne było jednym z powodów jej wydania. Spore znaczenie ma ona na pewno dla polskich fanów, prezentuje bowiem koncert bliźniaczy do tego, jaki Ozzy dał - zresztą w ramach tej samej trasy - kilka miesięcy później w katowickim Spodku na jedynym, jak do tej pory, koncercie w Polsce.
Nie ma tu nic zaskakującego, czegoś czego nie znalibyśmy z poprzednich koncertowych albumów Osbourne'a. Repertuar (niestety!) poza trzema nowymi piosenkami i //Believer// niezmienny od wielu lat i znany z doskonałego **Live And Loud**. Poza tym, tradycyjne elementy koncertu Ozzy'ego: świetna konferansjerka Ozzy'ego, doskonała zabawa publiczności (bardzo dobrze nagłośnionej - dośpiewywanie wersów w //Mama I'm Coming Home// i //I Don't Know//), klimat dobrej zabawy i wysoki poziom umiejętności instrumentalistów (Wylde na gitarze i sekcja Trujillo-Bordin).
Głównym problemem jest jednak to, że to już nie ten Ozzy, którego słyszeliśmy 9 lat wcześniej na wspomnianym **Live And Loud**. Lata lecą, a hedonistyczny tryb życia zrobił swoje. I to niestety wyraźnie tutaj słychać - większość utworów zagrana jest znacznie wolniej, z mniejszą energią, a wokalista w niektórych piosenkach najwyraźniej się męczy, starając się nadążyć za linią melodyczną i próbując chwycić górne rejestry. Szczególnie boleśnie przekonać się możemy o tych w nowych numerach, które wypadły tu słabiuteńko. Problem jednak nie tylko w wokalu Ozzy'ego, koncert uświadamia po prostu kompozycyjną słabość //That I Never Had// (z dośpiewami i chórkami w wykonaniu Wylde'a) i //Junkie// (godne uwagi tylko ze względu na gitarowe solo), z kolei //Gets Me Through// zostało przez Wylde'a totalnie położone, a główny riff zagrany wręcz karykaturalnie. Okazało się też, podobnie zresztą jak miało to w przypadku //Perry Mason//, że nie jest to utwór, który da się przenieść na koncert.
Są tu jednak momenty, w których wydaje się, że czas dla Ozzy'ego się zatrzymał, a on wciąż jest w doskonałej formie. Do takowych należy początkowy, zagrany ze zniewalającą energią //I Don't Know//, kapitalnie bujający i rewelacyjnie wykonany //Believer//, czadowe //Crazy Train// (pod względem gitarowym według mnie najlepsza oficjalnie wydana wersja koncertowa) czy //Bark at the Moon//. Jednym słowem klasyki.
Także, generalnie album trzyma niezły poziom, ale tak naprawdę, jeżeli ktoś nie jest fanem, a chce posłuchać Ozzy'ego na żywo, niech zdecydowanie sięgnie po **Tribute** lub **Live And Loud**.
Data dodania: 01-01-2012 r.