8 / 10
Maciej WilmiĹski
//I can't believe I'm still here//, //I'm not going away//, //I don't wanna stop// - takie deklaracje słyszymy z ust Ozzy'ego Osbourne'a na nagranej po sześcioletniej przerwie płycie **Black Rain**. Okazuje się, że to nie tylko pobożne życzenia dobijającego do 60-tki Ozzy'ego, ale i faktyczny przypływ sił witalnych i muzycznej weny faceta, który całkiem niedawno zapewniał, że nie jest iron-manem.
Wątpliwości było dużo. Czy Ozzy potrafi jeszcze tworzyć dobrą muzykę, czy pozostanie już tylko znanym z "The Osbournes" celebrity, odcinającym kupony od chwalebnej przeszłości. Czy Zakk Wylde, który znów został zwerbowany jako główna siła kompozytorska, jest w stanie przełamać wtórność i schematyzm, w które popadł wraz ze swoim Black Label Society?
Wybrany na singla //I Don't Wanna Stop// ich nie rozwiał - owszem to niezwykle motoryczny i żwawy, radośnie zaśpiewany numer z przebojowym refrenem, ale riff to brat-bliźniak //Demise of Sanity// **Black Label Sosciety**, a cała linia melodyczna opiera się na jednym akordzie. Kiedy jednak ukazała się cała płyta okazało się jednak, że... Osbourne wrócił w znakomitej dyspozycji.
Płyta zaskakuje energią, świeżością i różnorodnością (ładnie się zrymowało). Na początek dostajemy //Not Going Away// - credo Ozzy'ego ad 2007. Toporny, ciężki riff, przebojowy refren, klasyczna solówka Wylde'a i pełen energii Ozzy, zapewniający że daleko mu od myśli o emeryturze, od razu wprawiają słuchacza w doskonały nastrój. O ile jednak, ten utwór i następujący po nim, wspomniany już numer singlowy, to typowa współczesna heavy-metalowa jazda, to już kawałek tytułowy, pokazuje że nie będzie to do bólu klasyczna, jednowymiarowa płyta, bez żadnych niespodzianek. Harmonijka ustna, wolny, mroczny klimat, antywojenny tekst i ostre przejście gdzieś pod koniec z rewelacyjnymi orientalizmami w wokalu - brzmi to niezwykle wciągająco.
Jeszcze bardziej pokombinowano w ciekawym, progresywnym, siedmiominutowym //The Allmighty Dollar//, gdzie już na początku dostajemy kopa świetnym riffem, a potem zaskakuje nas basowa linią melodyczną, z cedzącym kolejne wersy Ozzy'm aż do przebojowego refrenu. Warto zwrócić uwagę na ponownie pojawiające się świetne orientalizmy i poteżne wejścia gitary Wylde'a. Skoro już przy nim jesteśmy. Zakk zamknął usta wszystkim niedowiarkom i tym, którzy twierdzili, że się wypalił i Ozzy koniecznie powinien zmienić gitarzystę. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że w takiej formie już dawno go nie słyszeliśmy, jego gra jest pełna wirtuozerii (fenomenalne solówki w //11 Silver//, //Civilize the Universe// i //Countdown's Begun//), brzmienie potężne, ale co najważniejsze - znów potrafi zaskakiwać (wstęp w //Countdown's Begun//).
Na płycie dominują ciężkie, nowocześnie brzmiące utwory, spośród których wyróżniłbym najbardziej przebojowy (i kolejny antywojenny w wymowie) //Civilize the Universe// (co za riff!), czadowy //Countdown's Begun// i nowoczesny, agresywny //Trap Door//. Ale nie mogło zabraknąć miejsca dla ballad. Fortepianowy, cukierkowy i pełen banałów tekstowych //Here For You// nie jest może dziełem na miarę //Aimee//, ale słucha się go z wielką przyjemnością. Natomiast bardzo osobisty //Lay Your World on Me// może zachwycić mrocznym klimatem i pełnym emocji, momentami łamiącym się głosem Ozzy'ego.
Wady? Tylko 10 numerów, wśród których mamy nijakie //11 Silver// (ze wspomnianą już świetną solówką) . Ozzy nigdy nie rozpieszczał swoich fanów, tak jest i tym razem. Szkoda, zwłaszcza że stworzono jeszcze cztery utwory, spośród których dwa: //Nightmare// i //I Can't Save You// - ten pierwszy skądinąd znakomity - trafiły na wydanie japońskie.
Świetna płyta. Naprawdę się nie spodziewałem !
Data dodania: 01-01-2012 r.