Encyklopedia Rocka

5 / 10

Paweł Derwiński

Chyba każdy słyszał o teorii, która głosi, że klasę zespołu można poznać po poziomie jego drugiej płyty. Kiedy muzycy tworzą debiutancki album często korzystają z pomysłów, które zbierali przez lata. Do tego nie ma żadnego ciśnienia, żadnych oczekiwań i przeważnie jest jeszcze cała masa młodzieńczego zapału. Kiedy nagrywa się płytę numer dwa, wszystko wygląda już nieco inaczej. Jedni liczą na to, że zespołowi potknie się noga, inni przeciwnie – liczą na przebłysk geniuszu. Do tego dochodzą konkretne wytyczne od firmy płytowej. Trzeba zrobić krok do przodu, ale też nie odsuwać się za daleko od miejsca, w którym stało się wcześniej. Kto wygrywa? Według mnie Ci, którzy nie boją się ryzykować i nie próbują dogodzić wszystkim. Jak się okazało **Black Stone Cherry** nie są ani ryzykantami, ani buntownikami. Niestety. Dwa lata wcześniej **Black Stone Cherry** nie zabłysnęli może niczym supernowa, ale zaprezentowali się przyzwoicie. Mieli ciężkie, acz ciekawe riffy, niezłe refreny, a wszystko okrasili takim południowym klimatem. Do stworzenia **Folklore & Superstition** użyli podobnych elementów, ale tym razem wyszła z nich mniej interesującą mieszanka. Za bardzo to wszystko wypolerowali. Jakoś przeżyję fakt, że gitarzyści jakby nieco zmiękli. Przewidywalne refreny? Tego akurat można się było spodziewać. Jedno mnie tylko wkurza – gdzie jest ten tytułowy „folklor”? Przyznam się, że nazwa płyty wprawiła mnie w lekką ekscytację. Pomyślałem – jak chłopaki polecą po całości //southern rockowymi// brzmieniami, to może być pięknie. A tu co? Elementów rodem z Kentucky jest niewiele więcej niż na ich debiutanckiej płycie i na dodatek ich kumulacja przypada na drugą część krążka. Dodam tylko, że jest to ta ciekawsza część albumu. Gdyby słuchać **Folkore & Superstition** tylko od przebojowego //Long Sleeves// do końca, to można byłoby nawet dojść do wniosku, że to niezła płyta. Mamy tu fajny rock’n’roll w postaci //Devil’s Queen//, ale także emocjonalne ballady w postaci //Peace Is Free// i //You//. Jest miejsce na banjo i harmonijkę ustną w //The Key// i na pogaduszki jakiegoś ”rednecka” w //Ghost Of Floyd Collins//. Najlepiej wypada jednak //Sunrise// z fajnym, rozbujanym refrenem i miłą dla ucha solówką gitary. Jak się okazuje **Folklore & Superstition** nie jest albumem złym, nie spełnił jednak moich oczekiwań. Za dużo tu pogoni za poklaskiem amerykańskich stacji radiowych. Taka postawa wywołuje we mnie obawę, że **Black Stone Cherry** utkną w miejscu. A jeśli nie pokażą czegoś nowego, to następnym albumem zanudzą mnie na śmierć. Nie życzę ani im, ani sobie takiej przyszłości. Zwłaszcza, że nadal są w ich muzyce elementy, które bardzo mi się podobają.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Folklore & Superstition

Black Stone Cherry

Data wydania: 2008

Wytwórnia: Roadrunner Records

Typ: Album studyjny

Producent: Bob Malette

Gatunki: