10 / 10
Maciej WilmiĹski
Wielu fanów, a także sam Rudolf Schenker, uważa ten album za najlepszy w historii zespołu. Ja sam nie mam wątpliwości, że jest to płyta znakomita, czy jednak najlepsza, cóż sprawa jest dyskusyjna...
W miejsce Uliego Rotha zespół zatrudnił szerzej nieznanego Matthiasa Jabsa, dodatkowo do grupy powrócił wyrzucony z **UFO**, mający poważne problemy z samym sobą, Michael Schenker. W sesji nagraniowej **Lovedrive** wzięło zatem udział aż trzech gitarzystów, jednak panowie podzielili się robotą - większość partii solowych nagrał Jabs, a młodszy z Schenkerów "udziela się" tylko w 3 piosenkach. Obaj wywiązali się ze swej roli tak znakomicie, że wkrótce nikt już nie tęsknił za ich fenomenalnym poprzednikiem.
**Lovedrive** otwiera nową epokę w karierze zespołu. Rudolf Schenker i Klaus Meine przejęli tu całkowicie ster nad zespołem i poprowadzili go w wymarzonym przez siebie muzycznym kierunku. Recepta na sukces była prosta. Koniec z pokręconymi, dominującymi nad całością dźwiękami gitary Rotha, czas na zabójczo ostry, ale i zabójczo melodyjny heavy-metal, oparty na charakterystycznych ciętych i prostych riffach Rufolfa, wzbogacanych intrygującymi wstawkami gitarzysty solowego. Zespołowa gra doskonale rozumiejących się gitarzystów, wzajemnie się uzupełniających i brzmiących jak monolit, bez zbędnych ozdobników i popisów - to był znak rozpoznawczy nowego duetu gitarzystów **Scorpions**.
Ironią jest, że album otwiera zdecydowanie najsłabszy utwór na nim zawarty - //Loving You Sunday Morning// niby ma ładną melodię i przebojowy refren, ale jako całość w ogóle nie wciąga. Być może to kwestia średniego tempa, w którym utrzymany jest utwór, w tym czasie **Scorpions** znacznie lepiej czuli się w szybszych, ostrzejszych klimatach, czego dowodem są tu takie porywające słuchacza killery jak //Another Piece Of Meat//, //Lovedrive//, czy //Can't Get Enough// z zaskakującym drapieżnością głosem Klausa i ostrymi jak brzytwa gitarami. W dwóch wymienionych na początku na gitarze solowej gra Michael Schenker, ozdabiając je powalającymi solówkami. Nie znaczy to, że Matthias Jabs spisuje się tu słabo, nic z tych rzeczy, to po prostu nie ta klasa. Zwróćmy bowiem uwagę na jeszcze jeden utwór, w którym udziela się Michael - //Coast To Coast// - wzorcowy przykład, jak stworzyć wybitny, niezwykle klimatyczny instrumentalny utwór bez zbędnych gitarowych popisów i ekwilibrystyki - niesamowity klimat i nastrój tworzony przez cudowny riff i przepiękne wtrącenia Michaela, no i ta kulminacja w "refrenie" - to trzeba posłuchać.
Na tym albumie po raz pierwszy pojawiły się też utwory, przez które **Scorpions** zaczęto nazywać mistrzami rockowej ballady. //Always Somewhere// z pięknie tkaną gitarami linią melodyczną, nastrojowym, po prostu pięknym śpiewem Klausa i niesamowitą eksplozja w refrenie to dziś absolutna klasyka. Po latach błyszczy także //Holiday//, które w drugiej fazie płynnej przechodzi w ostrzejszą rockową jazdę.
Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym kawałku - //Is There Anybody There// - w którym **Scorpions** prezentują nam swoją wersję muzyki reggae i... zniewalają słuchacza transowymi melodiami i niezwykłą przebojowością. To był czas, że tym facetom wychodziło dosłownie wszystko
Tylko 8 utworów, niewiele ponad 30 minut, ale słuchacz nie ma uczucia niedosytu. Nie zabrakło tu niczego. Uli Roth? Matthias Jabs, men!
Po prostu heavy-metalowy klasyk. Wstyd nie znać !!
Data dodania: 01-01-2012 r.
10 / 10
Marcin Budyn
Ciekawe w jakich nastrojach oczekiwali na nową płytę ówcześni fani **Scorpions**? Czy wierzyli, że zespół poradzi sobie bez Ulricha Rotha, którego zastąpił nieznany Matthias Jabs? Można tylko przypuszczać, że większe nadzieje wiązali z osobą Michaela Schenkera, który wówczas (na krótko) wrócił do zespołu i uczestniczył w sesji nagraniowej.
Koniec lat 70-tych to początek ery komercyjnego heavy metalu. Muzycznie czuć bliskie pokrewieństwo ówczesnego, klasycznego **Scorpions** z nurtem New Wave of British Heavy Metal, charakterem niemiecka kapela bliższa była jednak amerykańskiej, skrajnej przebojowości. Efekt trzeba przyznać jest piorunujący.
Otwierający płytę //Loving You Sunday Morning// zaskakuje ciężarem gitar, drugi z kolei //Another Piece Of Meat// atakuje szybkim tempem i świetnym zadziornym riffem. Równie dzikie i kipiące energią jest //Can't Get Enough//. Z kolei tytułowe //Lovedrive// to niesamowicie wpadająca w ucho metalowa galopada z powalającym gitarowym solo Michaela Schenkera. A jest też znakomity dialog gitarowy braci Schenkerów w instrumentalnym //Coast to Coast//. Nieco spokojniejszy jest dość luźno nawiązujący do reggae //Is There Anybody There?//, są też w końcu dwie ballady //Always Somewhere// (z może nieco zbyt płaczliwym śpiewem Klausa) i niezwykle urodziwy, nastrojowy //Holiday// pięknie tkany przez akustyczne gitary z odrobiną gitarowego czadu w drugiej części.
Trzeba podkreślić znakomitą grę Michaela Schenkera i jego solówki w //Another Piece of Meat//, //Coast to Coast// i //Lovedrive//, który póki co zostawia nieco w cieniu Matthiasa Jabsa. Doskonale pracuje sekcja rytmiczna, zwłaszcza Rudolf Schenker, którego riffy wysuwają się na pierwszy plan niemal każdego utworu. Znakomicie śpiewa Klaus Meine - mocno, przenikliwie, z drapieżną "chrypką", a przy tym powalająco melodyjnie. O Ulrichu Roth'cie chciałoby się powiedzieć "umarł król niech żyje król"... **Lovedrive** to po prostu najlepsza płyta **Scorpions**.
Data dodania: 01-01-2012 r.