7 / 10
Maciej WilmiĹski
Przyznam, że mocno na nich liczyłem. Liczyłem, że utrą nosa Justinowi Hawkinsowi, nagrają znakomitą płytę, po czym starszy Hawkins, niczym syn marnotrawny, powróci na stare śmieci i nastąpi reaktywacja **The Darkness**. Cóż, moja wizja się nie spełniła, niemniej jednak **Stone Gods** zafundowali nam całkiem fajny album.
Kto wysłuchał wcześniej EP-ki **Burn the Witch**, wiedział czego się spodziewać. Pozostali musieli ostatecznie się z tym pogodzić - w tym zespole nie ma nic z szaleństwa i nieprzewidywalności **The Darkness**. Mamy do czynienia z muzyką utemperowaną, bliską absolutnie klasycznemu hard rockowi z absolutnie tradycyjnym rockowym wokalem. Richie Edwards, który dysponuje po prostu fajnym rockowym głosem, jeśli już wchodzi w rejony okołofalsetowe to czyni to w stylu drapieżnych zaśpiewek Halforda (//Burn the Witch//), aniżeli szaleństw J.Hawkinsa.
Tak jak i w przypadku wspomnianej EP-ki słucha się tego wszystkiego bardzo przyjemnie. Zadziorne, choć z pewnością niespecjalnie charakterystyczne riffy, zgrabne sola, bardzo duża dawka rockowej energii, odpowiednio drapieżny wokal i melodyjne refreny. Wszystko to w nowoczesnym brzmieniu i mimo gdzieniegdzie aż nazbyt oczywistych inspiracji - brzmiące niesztampowo i świeżo.
Generalnie chłopaki czadują, aż miło. Głównie w stylu klasycznym (//Making it Hard//, //I'm With the Band//, //Where You're Coming From//), ale i bardziej współcześnie (//Burn the Witch//, //Defend or Die//, //Knight of the Living Dead//). Nie zabrakło też utworów lżejszego kalibru, trzeba przyznać, bardzo zgrabnych. Takich jak smutne //Magdalene Street// z lekko beatlesującymi chórkami, kojarzące się z twórczością Briana Adamsa //Wasting Time// czy chyba najbardziej przebojowe //Start of Something//.
Ciężko jest tej płycie cokolwiek zarzucić. Jest tylko jeden zasadniczy problem. Mała wyrazistość utworów. Praktycznie od początku do końca przytupujemy nogą, gdzieniegdzie serce zabije mocnej, nie ma miejsc, które chcielibyśmy ominąć... Jednak kiedy album się kończy, w głowie pozostaje niewiele. Za to pozostaje ochota na kolejny raz... I potem kolejny...
Grupa ma niewątpliwie bardzo duży potencjał i przywraca nadzieję, że jednak po zbliżającej się emeryturze starej gwardii, znajdą się następcy. Ale całą prawdę o nich przyniesie drugi album. Czekam niecierpliwie.
Data dodania: 01-01-2012 r.