7 / 10
Marcin Budyn
Ponad 20 lat po ukazaniu się ostatniej płyty **The Joe Perry Project** gitarzysta postawił ponownie zasiąść do nagrania solowego albumu, tym razem wydając ją po prostu pod swoim imieniem i nazwiskiem. Jak wiadomo ostatnia płyta **Aerosmith** **Honkin' On Bobo** zawarła głównie covery, więc solowy album na dobrą sprawę daje odpowiedź w jakiej formie twórczej znajduje się gitarzysta.
Całość brzmi dość przyjemnie, o dziwo wokal Perry'ego przyswaja się całkiem znośnie i nie razi już tak bardzo topornością jak to się zdarzało w okresie **The Joe Perry Project**. Gitarzysta nie forsuje zbytnio głosu i chyba wychodzi mu to na dobre... Oprócz obowiązków gitarzysty i wokalisty Perry przejął też rolę basisty i klawiszowca, praktycznie wspomaga go tylko producent i perkusista Caruso.
Gitarzysta potrafi pozytywnie zaskoczyć - w //Pray For Me// mamy tajemniczy klimat, spotęgowany orientalnymi wstawkami i niezwykle klimatyczną solówką. Jest niezwykle przebojowy //Shakin' My Cage//. Podobne gitarowe, dynamiczne, rockowe kawałki z łagodnymi melodiami odnajdziemy pod tytułami //Hold On Me// czy //Lonely//.Dla odmiany mamy takie rzeczy jak wspomniany //Pray For Me//, covery **The Doors** //Crystal Ship// i //Vigilante Man// Woody Guthriego, z czego ten drugi sprawia wrażenie jakby był żywcem wycięty z **Honkin' on Bobo** **Aerosmith**. Są też instrumentalne utwory: nastrojowy //Twilight// i żywy, iskrzący //Mercy//. Jest też spokojna ballada //Ten Years//...
Płyty słucha się bardzo przyjemnie. Poza paroma fragmentami trudno tu mówić o ostrym graniu, trudno też mówić o powalającej na kolana przebojowości. Jest gitarowo, melodyjnie i słychać, że praca nad tym materiałem sprawiała autorowi przyjemność. Plus dla Joego.
Data dodania: 01-01-2012 r.