Encyklopedia Rocka

6 / 10

Maciej Wilmiński

**Animal Magnetism** to album, który z założenia miał podbić amerykański rynek muzyczny. Olbrzymi sukces **Lovedrive** (zarówno artystyczny jak i komercyjny) sprawił, że o zespole zrobiło się głośno, teraz należało tylko iść za ciosem. Nic dziwnego, że na nowym krążku znalazły się utwory typowe dla metalu amerykańskiego - dynamiczne, maksymalnie melodyjnie z niesamowicie chwytliwymi chóralnymi refrenami. Wyraźnie słychać tu także wpływy ówczesnych amerykańskich gwiazd. Innymi słowy - **Scorpions** postanowili dopasować swój wypracowany styl pod gusta amerykańskiego słuchacza. Słuchając ten album odnoszę wrażenie, że zrobili to trochę na siłę. Charakterystyczny amerykański metal słyszymy przede wszystkim w: rewelacyjnym, aczkolwiek mocno już zapomnianym //Only A Man// (charakterystyczny chóralny wstęp i refren, utwory w takim stylu przyniosą wkrótce sukces zespołowi **Van Halen**), //Falling In Love// (znów kłania się **Van Halen**, którzy bardzo podobny riff użyli w swoim //Top Of The World//) i //Don't Make No Promises// (warto podkreślić - kompozycja Jabsa) - te utwory są tak dynamiczne i mają tak chwytliwe refreny, że po prostu nie można przejść obok nich obojętnie, to niewątpliwie kompozycje które musiały w Stanach chwycić. Największymi przebojami stały się jednak: wzorowany na klasycznym //Black Night// **Deep Purple** - //The Zoo// (porównajcie linie melodyczną, która jest zresztą esencją tego kawałka) oraz fajna, lecz zdecydowanie zbyt długa i ckliwa ballada //Lady Starlight// (warto posłuchać ten utwór wzbogacony o orkiestrę na **Moment Of Glory**). Ja najbardziej cenię sobie jednak //Hold Me Tight// i //Animal Magnetism// - utwory zupełnie w innym stylu, mocno kontrastujące z pozostałą częścią płyty, oparte na świetnych ciężkich riffach i złowieszczym śpiewem Klausa. Momentami przypomina to wczesne **Black Sabbath** (zwłaszcza posępny, walcowaty riff utworu tytułowego). Główne wady? Przysłuchajcie się linii melodycznej z //Make It Real// - mamy tutaj coś, czego nie znoszę, mianowicie charakterystyczną dla Rudolfa Schenkera (a pochodząca niewątpliwie od Blackmore'a) gitarową "tarkę", którą aż do obrzydzania będzie kontynuował w wielu późniejszych utworach (//Can't Live Without You// czy //Rock You Like A Hurricane//, słychać ją także w //The Zoo//). Ponadto, momentami zadziwiająco słaby wokal Klausa, który w większości kawałków sprawia wrażenie zmęczonego i znużonego. Być może, to także wina nienajlepszej produkcji, być może rozwijającej się choroby gardła, która wkrótce spowoduje roczny rozbrat wokalisty z muzyką Kolejna rzecz, to perkusja. Pan Rarebell niewątpliwie stanowi najsłabsze ogniwo zespołu i mimo, że kompozytor z niego dobry, to perkusista naprawdę mierny. W większości utworów jego bębnienie jest naprawdę nie do zniesienia, są momenty kiedy aż się prosi o mocniejsze uderzenie w bębny i kanonadę ze stopy, tymczasem Herman ze stoickim spokojem i oślim uporem wystukuje swój rytm, niczym przedszkolak grający na trójkącie. Nic dziwnego, że Dieter Dierks namawiał Schenkera i Meine na zmianę perkusisty. Niektórzy dosadnie określają **Animal Magnetism** jako "czkawkę po **Lovedrive**, jednakże choć album ten jest zdecydowanie słabszy od swojego poprzednika, to jest w takim określeniu sporo przesady. Jest to bowiem niewątpliwie album dobry, ale zarazem "tylko" dobry. **Scorpions** nagrali wiele lepszych. Rzecz głównie dla fanów.
Data dodania: 01-01-2012 r.

7 / 10

Marcin Budyn

**Animal Magnetism** to kontynuacja stylu **Lovedrive**, chociaż z pewnością tej płycie niedorównująca. Niektóre kompozycje nieco zalatują przeciętniactwem, Matthias Jabs najwyraźniej się jeszcze nie rozkręcił, a Herman Rarebell po nagraniu dwóch płyt chyba poczuł się w zespole zbyt pewnie, bo jego ścieżki perkusji momentami pozostawiają wiele do życzenia. Pierwsza część płyty nie powala na kolana, podobać się może //Make It Real// - taki energetyczny przebój w sam raz do radia, potem jest mocno zalatujący New Wave Of British Hevay Metal //Don't Make No Promises// który sprawia wrażenie ubogiego krewnego //Another Piece of Meat//, zresztą byłby to naprawdę niezły numer gdyby nie leniwa praca perkusji. Potem jest niezły //Hold Me Tight//, nijaki //Twentieth Century Man// i nastrojowa ballada //Lady Starlight// której największą zaletą jest rozbudowane końcowe solo Rudolfa Schenkera. Tymczasem poprzez niezły, bardzo gitarowy //Falling in Love// i świetny, rajcowny //Only a Man// dochodzimy do najbardziej wysmakowanego dzieła na płycie - //The Zoo//. Klimat utworu przyprawia o dreszcze, riff wyjątkowo szybko zapada w pamięć, eksplodujący refren powala melodyką... co tu dużo mówić, po prostu klasyka i to nie tylko **Scorpions** ale rocka w ogóle. W tym utworze pojawia się też charakterystyczne solo Jabsa na voice-boxie. Na zakończenie rozlega się mroczny, wolno toczący się //Animal Magnetism// w którym przytłaczający klimat spotęgowany jest odrobiną orientalizmu i nietypowym, upiornym śpiewem Klausa, który na sam koniec serwuje szyderczy śmiech... i pomyśleć, że wszystkie kolejne płyty będą kończyć się balladami. Zremasterowana wersja albumu wzbogacona jest zabawnym utworem //Hey You//, choć jak dla mnie psuje to tą upiorną końcówkę charakteryzującą oryginalną wersję albumu. Reasumując jest i trochę przeciętności, i trochę znakomitego grania. Ogólnie album oceniam jako po prostu dobry.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Animal Magnetism

Scorpions

Data wydania: 1980

Wytwórnia: EMI

Typ: Album studyjny

Producent: Dieter Dierks

Gatunki: