Encyklopedia Rocka

6 / 10

Paweł Tkaczyk

Po wielkim sukcesie związanym z powrotem **Pink Floyd** do muzycznego świata i wydaniem świetnego i zarazem pierwszego albumu bez Rogera Watersa - **A Momentary Lapse Of Reason** nie mogło obyć się bez jego dopełnienia w postaci ogromnej trasy koncertowej. Muzycy zjechali prawie cały świat, włącznie z sercem ówczesnego Związku Radzieckiego, czyli Moskwą. Koncerty okazały się nie lada przedstawieniami. Scena ze sprzętem ważyła 150 ton, a oprócz członków Pink Floyd i muzyków sesyjnych, w trasie znajdowało się ponad dwieście osób ekipy technicznej. Nic więc dziwnego, że takie wydarzenie należało uczcić wydaniem pierwszego z prawdziwego zdarzenia albumu koncertowego. Za taki trudno przecież uznać **Ummagumma**, zawierający tylko cztery kompozycje. Dwupłytowy album koncertowy ochrzczony ostatecznie nazwą **Delicate Sound Of Thunder** był zlepkiem z kilku występów, czego jednak odczuć nie sposób. Pierwsze, co zwraca uwagę, to naprawdę niewiele kompozycji jak na dwupłytowe wydawnictwo. Pierwszy krążek to skrócone do dwunastu minut //Shine on You Crazy Diamond// na otwarcie, następnie sześć pod rząd kompozycji z promowanego **A Momentary Lapse of Reason**. Uwagę przykuwają tutaj znakomite wykonania //Yet Another Movie// z przepięknym, iście pejzażowym brzmieniem, znakomite //Sorrow//, wykonane z jeszcze większym pazurem niż w wersji studyjnej i //On the Turning Away//, ozdobione genialnym solem gitarowym, spokojnie mogącym równać się z tym znanym z //Comfortably Numb//. Drugi krążek to kompozycje znane i lubiane, takie jak //Time// czy //Run Like Hell//. Zespół zafundował też fanom prawdziwą perełkę w postaci znakomitego wykonania //One of These Days//. **Delicate Sound Of Thunder** nie pozbawione jest jednak minusów. Album wydaje się przede wszystkim zbyt krótki. Mimo wszystko, można było dołożyć jeszcze kilka kompozycji. Zabrakło między innymi świetnie sprawdzającego się na koncertach //One Slip// o czym można się przekonać oglądając video z tej samej trasy, czy też //Echoes//, którego nikomu przedstawiać nie trzeba, a które wykonane było na kilku koncertach. Jak to zwykle bywa, podczas promocji danego albumu prawie każda grupa brzmi identycznie jak podczas ostatniej sesji nagraniowej. Nie inaczej jest w tym wypadku. O ile rozmyte, muzyczne pejzaże z **A Momentary Lase Of Reason** sprawdzają się idealnie podczas wykonywania kompozycji właśnie z tego albumu, to w przypadku starych nie pasują kompletnie. //Shine on You Crazy Diamond// czy //Us and Them// są jeszcze łagodniejsze niż w wersjach studyjnych, ale tyczy się to większości kompozycji. Ówczesna "nachalna" maniera wokalna Gilmoura też nie pomaga (//Time//). Podsumowując, słuchając **Delicate Sound Of Thunder** ma się mieszane uczucia. Z jednej strony wiadomo, że to monumentalne przedsięwzięcie, w które włożono wiele serca i pracy, a przede wszystkim pieniędzy. Z drugiej jednak strony trudno oprzeć się wrażeniu, że gdzieś po drodze zgubiono ducha **Pink Floyd**. Brzmienie zespołu jest zdecydowanie zbyt łagodne, momentami nawet syntetyczne. Wykonania niektórych kompozycji zbliżają się niebezpiecznie do muzyki pop, co w przypadku Pink Floyd jest golem samobójczym. **Delicate Sound Of Thunder** broni się jednak jeśli chodzi o wykonywanie nowych utworów i dla nich, a także dla wspomnianej perełki w postaci //One of These Days//, warto mieć na swojej półce ten album.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Delicate Sound Of Thunder

Pink Floyd

Data wydania: 1988

Wytwórnia: EMI

Typ: Album koncertowy

Producent: David Gilmour, Dave Hewitt

Gatunki: