Encyklopedia Rocka

6 / 10

Paweł Chmielowiec

Pierwszy koncernowy album kalifornijskiej grupy i niestety porażka na całej linii. No może nie na całej. To jest po prostu tragicznie zmarnowany, doskonały materiał koncertowy. Co to oznacza? Nagrania zarejestrowano w dobrym czasie, jeszcze na trasie promującej album **Fabulous Disaster**. Zespół zieje energią i jest piekielnie sprawny, pomimo braku oryginalnego perkusisty (chorego Huntinga zastąpił tutaj John Tempesta). Wyraźnie czuć, że panuje dobry klimat. Szczególnie Steve Souze'a popisuje się doskonałą konferansjerką. Także produkcyjnie wszystko jest jak bez zarzutu. Wiec, do diabła, co nie gra? **Good Friendly Violent Fun** zostawia słuchacza w potwornym niedosycie. Dostajemy zaledwie ponad półgodzinną dawkę muzyki i tylko osiem numerów. Żaden nie pochodzi z **Bonded By Blood** i to boli. Przy tak krótkiej płycie błędem było również wstawianie przeróbki utworu **AC/DC** (//Dirty Deeds Done Dirt Cheap//). Na koniec chyba największa ułomność płyty czyli wyciszenia miedzy utworami. Nie dość, że jak na dłoni widać, że materiał został kompletnie pocięty to jeszcze ktoś "zapomniał" to dobrze zmiksować. Tyle i aż tyle. Jedna z najbardziej irytujących płyt jakie dane było mi usłyszeć.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Good Friendly Violent Fun

Exodus

Data wydania: 1991

Wytwórnia: Combat

Typ: Album koncertowy

Producent: brak danych

Gatunki: