10 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Może tytuł **Let There Be Blood** nie mówi wiele, ale okładka łatwo naprowadza nas na właściwy trop. Dwa syjamskie bliźnięta mają tak symboliczną wymowę, ze każdemu metalowcowi po prostu muszą kojarzyć się z **Bonded By Blood**.
I słusznie. **Let There Be Blood** to nic innego jak ponownie nagrany, klasyczny debiut **Exodus**. Klasyczny, a wiec doskonały, dla wielu nie poddający się krytyce, a tym bardziej takiej "profanacji". Od samego początku wśród fanów grzmiało na wieść o tym projekcie. Nawet mimo tego, że błogosławieństwa udzielił tutaj sam, świętej pamięci Paul Balloff.
Do **Let There Be Bood** można podejść na dwa sposoby. Albo go na starcie zanegować, albo spróbować posłuchać i docenić to czego udało się dokonać. Osobiście nie wiem jak rzeczowo skrytykować tą płytę.
Oryginalne **Bonded By Blood** było wielkie. Czadowe, dzikie, wypełnione po brzegi świetnym numerami. Było też nędznie wyprodukowane, no i – wybaczcie – nie każdy jest zwolennikiem Baloffa. Brzmieniem **Exodus** w XXI wieku zachwycają się natomiast wszyscy. Z nim //Strike of the Beast//, //Piranha// czy numer tytułowy brzmią mięsiście i tłusto jak nigdy.
Album nagrano w aktualnym składzie, a wiec malkontenci zapewne będą wieszać psy głównie na wokaliście Robie Dukesie. Cóż, według mnie jest on godnym następcą Balloffa i Souzy. To właśnie jego osoba pozwoliła w pełni odnaleźć się grupie w nowym tysiącleciu. Klasyczne numery śpiewa (???) z należytą pasją i wściekłością. Po prostu tak jak należy.
Podobnie jak przy **Shovel Headed Kill Machine**, produkcją zajął się lider grupy. Widać, ze sporo nauczył się podglądając Andy'ego Sneapa, bo płyta mogła by śmiało wyjść spod jego rąk. Krótką mówiąc - brzmienie jest znakomite.
Ocena ** Let There Be Blood** to kwestia gustu, poczucia estetyki i przede wszystkim przyzwyczajeń. Spójrzmy prawdzie w oczy. Wielu nigdy nie pogodzi się z tym wydawnictwem i zawsze będzie odsądzać "to coś" od czci i wiary. Z drugiej strony spodziewam się, że spora rzesza młodych fanów jednoznacznie opowie się po stronie **Let There Be Blood** nie mogąc zaakceptować archaicznego brzmienia pierwowzoru. I niech tak będzie. Dwie jakże różne i jakże udane odsłony tej samej, genialnej płyty.
Data dodania: 01-01-2012 r.