8 / 10
Maciej WilmiĹski
Kiedy w 1993 roku odchodził z **T.Love**, był na szczycie. I chyba nikt nie spodziewał się, że zniknie z rockowej sceny na kilkanaście lat. W 2006 roku mało kto o nim pamiętał, Jan Benedek potrafił jednak powrócić z przytupem. **Oldschool Party** nie przynosi co prawda hitów na miarę tych z czasów **T.Love**, jednak dostarcza dawkę energetycznego, melodyjnego i klasycznego rocka o jakości, jakiej próżno szukać na krajowej scenie.
Bo i niewielu mamy w krajowym rocku takich muzyków. Jan Benedek to bowiem nie tylko utalentowany gitarzysta i kompozytor, sypiący z rękawa świetnymi, stonesowskimi riffami, ale dobry tekściarz i wokalista potrafiący, co u nas rzadkie, śpiewać dobrze w języku angielskim (od czasu //Never Come Back// z **Kinga** minęła wszak ponad dekada).
Na **Oldschool Party** jest oczywiście oldschoolowo. Oczywiście w znaczeniu upodobań szefa przedsięwzięcia czyli **The Rolling Stones**, **Blondie** czy **The Clash**. Czerpiąc garściami ze sprawdzonych wzorców Benedek nie tworzy jednak marnych krajowych podróbek, lecz produkty najwyższej klasy. Nie pamiętam kiedy słyszałem polski album pełen tak dynamicznego, porywającego rocka, wypełniony świetnymi riffami i chwytliwymi melodiami. Weźmy takie //Młode wilki// czy //Hallo tu Londyn// - toż to archetypowe rockowe hity, tyle, że z czasów kiedy stacje radiowe nie bały się puszczać takiej muzyki. Albo //Napięta sprężyna// i //Can't Stop// - takie luzackie, nieskrępowane rockowe granie robi przecież na zachodzie furorę. Właśnie, na zachodzie...
Nie brakuje zaskoczeń, szczególnie jeśli chodzi o rzeczy lżejszego kalibru. Lekko hipisujący //Blind the Rainbow// i elektroniczny (ze wstępem w stylu **Moby'ego** z płyty **Play**) //Wonderland// pokazują, że i w klimatach okołoballadowych - pierwsza klasa. No i //Vanishing Wold//, czyli Benedek pokazuje kolegom z **T.Love** , jak powinni wykonać ten specjalnie dla nich napisany utwór (//Gnijący świat// z **I Hate Rock'n'Roll**). Ze znakomitym efektem - w tej surowszej w stosunku do wykonania **T.Love** wersji utwór brzmi (także poprzez efekty na wokalu, które powodują, że Benedek brzmi momentami jak Kiedis), jakby pochodził z płyty **Red Hot Chili Peppers**. I wydaje mi się, że **Red Hoci** chętnie włączyliby ten numer do swojego repertuaru.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Data dodania: 01-01-2012 r.
Benedek
Data wydania: 2006
Wytwórnia: Pomaton EMI
Typ: Album studyjny
Producent: Jan Benedek
Gatunki:
- rock