9 / 10
Marcin Budyn
Kiedy pierwszy raz usłyszałem pierwszy koncertowy album **Judas Priest** byłem zachwycony ostrym i wyrazistym brzmieniem instrumentów oraz fantastyczną formą wokalną Roba Halforda. Choć już wtedy wydawało się to niemal niemożliwe, by te doskonałe, czyściutkie falsety wokalisty (jak chociażby w //Sinner//) były nagrane "na żywo" w trakcie koncertu, to jakiś czas potem przeżyłem spory zawód, kiedy dowiedziałem się, że **Judas Priest** poprawiali materiał z **Unleashed In The East** w studiu. Ponoć tyczy się to tylko paru partii Halforda... no właśnie: "ponoć".
Fakt faktem, brzmienie **Judas Priest** na **Unleashed In The East** jest fantastyczne i aż przyjemnie posłuchać na przykład kawałków z **Sad Wings Of Destiny** (na czele z //Victim of Changes//!) w takim świeżym wydaniu. Lepiej niż w studiu wypada też //Sinner// choć pochodzi przecież z dobrze wyprodukowanego **Sin After Sin**.
Właściwie wszystkie utwory wypadają świetnie. Brak tylko charakterystycznych dla albumów koncertowych dialogów z publicznością, brak jakichś szczególnych rozwinięć utworów (choć są nieśmiałe próby w //Genocide//). Nie do końca zadowala mnie setlista, zwłaszcza na końcu jest lekki niedosyt. Trochę szkoda, że zespół nie sięgnął chociażby po więcej utworów z płyty **Stained Class**.
**Unleashed In The East** to doskonała porcja brawurowo wykonanej muzyki **Judas Priest**, i mimo wszelkich kontrowersji i może pewnego niedosytu związanego z setlistą jest to wspaniały album.
Data dodania: 01-01-2012 r.