10 / 10
Marcin Budyn
Okładka **Painkiller** zapowiada ostrą, bezkompromisową muzyczną masakrę. Wyjmujemy z pudełka płytę, odpalamy i zaraz na początku stwierdzamy, że nie ma w tym określeniu żadnej przesady. Wita nas perkusyjna kanonada w wykonaniu nowego nabytku **Judas Priest** Scotta Travisa, potem włączają się roziskrzone gitary i ostry jak brzytwa falset Halforda. Tak drapieżnie **Judas Priest** jeszcze nie brzmieli. Przez całe sześć minut otwierający album utwór tytułowy z furią zapowiada najlepszą płytę w dyskografii zespołu.
**Painkiller** wypełnia ostra, gitarowa, prawdziwie heavymetalowa (choć w sumie album ten podchodzi pod speed metal) jazda przepełniona gitarowym szaleństwem, podpartym niezmordowaną galopadą perkusji (często przy użyciu podwójnej centrali), Nad tym wszystkim panuje będący w życiowej formie Halford. Ostre granie wzbogacone jest spokojnymi, mrocznymi wstawkami w //Night Crawler// i klimatyczną, instrumentalną miniaturką //Battle Hymn//.
Chyba najwięcej przebojowości ma dynamiczny //Between the Hammer and the Anvil// z klasycznym riffem. Wyróżniają się też wspomniany //Night Crawler//, rozpędzony //Metal Meltdown// z wibrującym gitarowym intro oraz szalenie melodyjny //Hell Patrol//. Chociaż... na tej płycie nie ma złych numerów.
Warto szczególnie zwrócić uwagę na niespokojny //Touch of Evil// wolniejszy kawałek z ciężkim, intensywnym riffem gitarowym, przejmującym śpiewem Halforda i nadającymi utworowi nieco orientalnego posmaku klawiszami (robota Dona Aireya). Utwór ten zostaje na długo w pamięci, ukazując przy okazji, że oprócz zamiłowania do heavymetalowej jazdy "bez trzymanki", Priest umieją tworzyć tak wysmakowane, klimatyczne utwory.
W przypadku **Painkiller** nie mam wątpliwości, że to najjaśniejsza odsłona **Judas Priest** i punkt kulminacyjny ich kariery. Jeśli chodzi o heavy metal to ta płyta jest z absolutnie najwyższej półki.
Data dodania: 01-01-2012 r.