3 / 10
Maciej WilmiĹski
Po klapie albumu **Pure Instinct** **Scorpions** znów stanęli na rozdrożu, nie mogąc odnaleźć się w muzycznej rzeczywistości końca XX wieku. Lata wielkości minęły, popularność spadła dramatycznie - a zespół nie za bardzo chciał się z tym pogodzić. Z perspektywy czasu wydaje się, że najlepiej zrobiliby powracając do sprawdzonych hard rockowych klimatów, jednakże postanowili co innego, jak mówił Klaus: //Chcemy odświeżyć **Scorpions**, znaleźć nowy kierunek, nagrać dobrą rockową płytę, ale ze zróżnicowanym kolorytem, nie po to, żeby być na fali, czy żeby trafić do młodszej publiczności, tylko dla nas samych. Stwierdziliśmy, że to właściwa dla droga dla zespołu, żeby wkroczyć w nowe milenium. Znaleźć coś nowego, ale bez tracenia tego, co jest dobre w **Scorpions**//. Obok takich wypowiedzi muzycy dodawali że nowa płyta będzie przesiąknięta elektroniką i nowoczesnym brzmieniem, a jednocześnie zastrzegali, aby potraktować ją z przymrużeniem oka, jako formę żartu i eksperymentu.
Zastanawiałem się co z tego wyniknie. Spodziewałem się albumu w klimatach industrialnych a'la **Rammstein** czy **Marylin Manson**, inspiracji **Ministry** i **Nine Inch Nails**, a może czegoś w stylu projektu **Roba Halforda** **Two**. Moje nadzieje wzrosły, gdy dowiedziałem się, że producentem jest **Peter Wolf** - znakomity klawiszowiec udzielający się u samego **Franka Zappy** na kilku jego klasycznych dziełach. W najczarniejszych snach nie spodziewałem się jednak tego, co usłyszałem po odpaleniu krążka.
Najpierw szok związany z okładkowym imagem - w książeczce Klaus i Matthias prezentują się bez nieodzownych okryć głowy, odsłaniając łysiejące czaszki, a zespół sprawia wrażenie starych, zmęczonych panów. Do tego - Rieckermann i nowy perkusista James Kottak są tu potraktowani bardziej jako muzycy sesyjni niż pełnoprawni członkowie zespołu. Ryzykowny image, znalazł odzwierciedlenie w muzyce, która nie brzmi w żaden sposób świeżo, a wręcz przeciwnie.
Pierwszy kontakt z nowymi **Scorpions**, to //Mysterious//, utwór który może się podobać, bo pod zestawem nowinek (automatyczna perkusja, niedbały" styl śpiewu Klausa ze sporą ilością studyjnych nakładek i efektów, fajne klawiszowe wstawki i nowoczesne, zniekształcone brzmienie gitary) kryje się stare dobre **Scorpions**. Następny numer wzbudza jednak niepokój - koszmarne sample, niczym z komputerowych gier z lat 80-tych, znowu automatyczna perkusja (która na lwiej części utworów zastępuje Kottaka), drażniący śpiew Klausa i fatalne brzmienie gitar okraszone voiceboxową solówką - aż dziw bierze, że ten udający nowoczesne funky utwór został wytypowany na singla.
Uznałem ten kawałek za wypadek przy pracy, ale kolejne pozbawiły mnie jakikolwiek złudzeń. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak tak wspaniali muzycy wsparci dodatkowo przez Petera Wolfa mogli stworzyć tak słabiutkie dzieło. **Eye 2 Eye**, niesamowicie męczy i nudzi słuchacza (zwłaszcza w drugiej połowie albumu) - a trwa aż 63 minuty.
Okazało się, że szumnie zapowiadane eksperymenty, to przede wszystkim automatyczna perkusja, żałosne sample, spore użycie klawiszy oraz liczne pseudonowoczesne efekty gitarowe i różne efekty na wokalu Klausa. Zespół skierował się w stronę funku, co słychać zwłaszcza w brzmieniu gitar, ale jest to funk w kiepskim wydaniu.
Jest kilka hardrockowych utworów, nawiązujących do dawnych czasów. Ale wyróżniają się one tylko na zasadzie "na bezrybiu i rak ryba" - mam tu na myśli //Yellow Butterfly// i //Mind Like A Tree//. Inna sprawa, że fatalne elektronicznie brzmienie gitar psuje cały pałer i dynamizm tych utworów.
Ballady? Ich poziom jest niewiele lepszy niż na **Pure Instinct** - //Obsession// i //What U Give U Get Back// to po prostu mdłe koszmarki, których słucha się z niesmakiem. //10 Lights Years Away// napisane wspólnie ze słynnym duetem kompozytorskim Jones-Frederiksen rozczarowuje, ale na tle całości wypada dobrze - ot, fajne, akustyczne granie. Podobnie jest z //A Moment In A Million Years// - początkowe dźwięki fortepianu sprawiają naprawdę kojące wrażenie, po męczarni w słuchaniu poprzednich utworów, ale nie da się ukryć, że utwór jest słabiutki. Słuchając nie można nie odnieść wrażenia, że ballady, które ostatnio tworzą **Scorpions**, zbliżają się coraz bardziej do taśmowej produkcji popowej.
"Nowoczesne" kawałki? Obok //Mysterious// w całości przekonuje tylko fajny, quasiballadowy utwór tytułowy. W pozostałych jest sporo fajnych pomysłów i rozwiązań (//Freshly Squeezed//), ale jako całość wypadają blado. Wyróżnić można jeszcze zaśpiewany częściowo po niemiecku // Du Bist So Schmutzig// - to solidny rockowy kawałek bez specjalnych udziwnień.
Niemiłą niespodzianką jest też forma wokalna Klausa, który na żadnym innym albumie nie wypadł tak słabo. Denerwuje nieznośna maniera wokalna (zwłaszcza w balladach), którą do tej pory słychać było głównie na koncertach.
**Eye 2 Eye**, to krążek tylko dla bezkrytycznych maniaków **Scorpions**, pozostałym radzę trzymać się od niego z daleka.
Data dodania: 01-01-2012 r.
4 / 10
Marcin Budyn
Płyta **Eye II Eye** zapowiadana była dość buńczucznie jako "**Scorpions** XXI wieku". Okazała się jednak całkowitą klapą i zespół chcąc ratować twarz przyjął wersję, że był to jedynie mało istotny eksperyment z elektroniką i nowoczesnymi brzmieniami.
Na płycie mało scorpionsowskiego stylu, Meine śpiewa przeważnie dość ciepłym i miękkim głosem, czasem dość zadziornie (//Freshly Squeezed//) , przeważnie jednak ma tendencję do "przysładzania". Klasycznych dialogów gitarowych Schenkera i Jabsa jest raczej mało. Jest trochę ostrych gitar, cóż z tego skoro perkusja brzmi syntetycznie, pojawiają się irytujące elektroniczne wtrącenia, a melodie są bardzo popowe (wszystko to słychać choćby w otwierającym album //Mysterious//). Fatalnie brzmią ballady, takie rzeczy jak //Obsession// czy //What U Give U Get Back// wypadają wręcz kompromitująco. Bardziej znośne są //10 Light Years Away//, //Eye To Eye//, fortepianowy //A Moment in a Million Years// i klimatyczny, przyprawiony orientalnie //Skywriter//, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że im więcej ballad na płytach **Scorpions** tym niższym poziom prezentują.
Nie wszystkie ekperymantalne, "nowoczesne" numery brzmią źle. Jest znakomity, klimatyczny //Yellow Butterly// w którym mamy sporo dramaturgii i napięcia, jest też wspaniały //Mind Like a Tree// z doskonałym, ciężkim riffem, orientalnym klimatem i interesującym, krótkim orkiestrowym fragmentem w środku. Jakikolwiek by nie był ten album, to dwa wspomniane utwory lśnią naprawdę szczególnym blaskiem.
Jest też //Du Bist So Schmutzig// ze zwrotkami śpiewanymi po niemiecku i agresywnym, wrzeszczącym Jamesem Kottackiem w refrenach. Ducha starego **Scorpions** czuć nieco w niestety słabiutkim //Priscilla//. Ogólnie płyta jest wyjątkowo nieudana, gdyby nie znakomite //Mind Like a Tree// i //Yellow Butterfly// to naprawdę nie byłoby do czego wracać.
Data dodania: 01-01-2012 r.
Scorpions
Data wydania: 1999
Wytwórnia: East West
Typ: Album studyjny
Producent: Peter Wolf
Gatunki:
- pop rock