8 / 10
Maciej WilmiĹski
**Moment Of Glory**, to album niezwykły, został bowiem nagrany wspólnie z uważaną za jedną najlepszych światowych orkiestr - **Berliner Philharmoniker**. Fuzji rockowych zespołów z orkiestrą mieliśmy już mnóstwo, płyty z symfonikami nagrywali m.in. **Deep Purple**, **The Moody Blues** a nawet muzyczny błazen **Frank Zappa**. Nic więc dziwnego, że zmierzający powoli ku końcowi kariery **Scorpions** również postanowili dołączyć album z udziałem orkiestry do swojej dyskografii.
Chciałbym od razu zaprzeczyć panującej powszechnie opinii, że jest to "kopia pomysłu **Metalliki**". Niemieccy weterani przymierzali się do tego projektu już od 1995 roku i żeby było śmieszniej, mieli współpracować z ... Michaelem Kamenem. Projekt ten doszedł do skutku dopiero 5 lat później, kiedy zespół poznał Christiana Kolonovitsa, który podjął się aranżacji utworów i dyrygowania orkiestrą.
W nagrywaniu albumu wzięło udział około 120 członków **Berliner Philharmoniker** (w tym kilku Polaków), 5 członków zespołu **Scorpions**, 12 zaproszonych gości, chór dziecięcy z Wiednia i niezliczona ilość specjalistów od spraw technicznych. Powstawał w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku 2000 w pięciu studiach nagraniowych we Włoszech, Belgii, Anglii i Niemczech. Widzimy więc na jak dużą skalę było to przedsięwzięcie.
Efekt końcowy przerósł chyba najśmielsze oczekiwania fanów i samego zespołu. Zespołu, który ostatnimi czasy mocno popadł w przeciętność, którego ostatnią naprawdę dobrą płytą było **World Wide Live** z roku 1985, z czego sam zdaje sobie sprawę - na **Moment Of Glory** nie ma ani jednego utworu z 3 ostatnich "krążków", natomiast aż 6 "kawałków" pochodzi sprzed 1985 roku.
Już na samym początku mamy prawdziwe arcydzieło - **Hurricane 2000** - porywa i zmiata wszystko z powierzchni Ziemi. Najpierw ostre wejście instrumentów dętych, po chwili drapieżne smyczki, wchodzi sekcja rytmiczna, aż dochodzimy do punktu kulminacyjnego - potężnie brzmiący riff Rudolfa i fantastycznie dołączenie gitary Matthiasa. Aż ciarki przechodzą po plecach. Energia bijąca z wstępu do tego utworu po prostu powala. I co najważniejsze, ta ogromna moc utrzymuje się do samego końca. Świetna współpraca zespołu z orkiestrą, doskonały Klaus Meine, zabójczo chwytliwy refren i wspaniałe solo. Po prostu - genialne !!
Taki początek powoduje, że ostrzymy sobie pazury na ostrą jazdę, ale cały album zdominowały ballady. Taki charakter mają też dwa utwory premierowe - oba niestety rozczarowujące. W //Moment Of Glory// muzycy **Scorpions** usuwają się w cień a dominuje grające miłe uchu melodie orkiestra i anielsko śpiewający Klaus Meine. Całość ma dość pompatyczny nastrój i charakter hymnu - niby wszystko fajnie i ładnie, ale czegoś brak. O drugim premierowym utworze łzawym i banalnym - //Here In My Heart// - z gościnnym udziałem wokalnym Lyn Liechty - nie da się napisać nic dobrego. Po prostu - koszmar. Na szczęście - znane i sprawdzone rzeczy wypadły już znakomicie - trudno oprzeć się urokowi nowym wersjom //Send Me An Angel// ( z gościnnym i zupełnie niepotrzebnym udziałem wokalnym Zuchhero), poprzedzonego fantastycznym orkiestrowym wstępem //Wind Of Change// i wreszcie //Lady Starlight//, która dopiero w tej aranżacji błyszczy blaskiem najlepszych ballad zespołu. Rozczarowuje natomiast //Still Loving You//, w którym Rudolf Schenker zmienił końcową solówkę, pozbawiając ten utwór magii.
Co ponadto? //Crossfire// i //Deadly Sting Suite// to utwory instrumentalne. Pierwszy z nich, protest-song z albumu **Love At First Sting**, został poprzedzony krótkim cytatem z muzyki klasycznej - //Mosskowskoje Wiecziera// Soloveva Sedoja i wypada całkiem nieźle, ale to dopiero //Deadly Sting Suite// porywa. Jest to zbitka dwóch starych, ostrych jak brzytwa przebojów Skorpionów - //He's a Woman She's A Man// i //Dynamite//. Można narzekać, że gitara Schenkera brzmi zbyt "miękko", ale wsłuchajmy się w orkiestrę. Coś niesamowitego, kto by się spodziewał po filharmonikach takiego czadu. Jest jeszcze doskonale zaśpiewane przez Raya Wilsona porywające //Big City Nights//.
Głównym bohaterem **Moment Of Glory** są filharmonicy berlińscy, którzy udawodniają, że opinie o nich nie są bezpodstawne. Naprawdę ich gra jest perfekcyjna i pełna rockowego czadu. Duże brawa należą się także Christianowi Kolonovitsowi, który opracował naprawdę wspaniałe aranżacje, które uwypukliły przebojowość i niezwykłą melodyjność utworów **Scorpions**, przy zachowaniu ich rockowego charakteru.
Pozostaje nam tylko pogratulować wyżej wymienionym i... trochę ponarzekać. Przede wszystkim na wybór repertuaru. Można było spokojnie pozbyć się //Here In My Heart// i wstawić coś ostrzejszego. Nieprzypadkowo największe wrażenie robią nie ballady, ale //Hurricane 2000// i //Deadly Sting Suite//. Przecież takie utwory jak //Coast To Coast//, //Fly to The Rainbow// czy //The Sails Of Charon// aż się proszą o wersję z orkiestrą... A tak zdecydowanie za dużo tu ballad, a za mało gitary elektrycznej i rasowego heavy-metalowo-orkiestrowego wymiatania. Po prostu mogło być rewelacyjnie, a jest "tylko" bardzo dobrze.
Data dodania: 01-01-2012 r.
8 / 10
Marcin Budyn
Wiele osób z ironią oceniło **Moment of Glory** jako kopię pomysłu **Metalliki**, mimo iż **Scorpions** wcześniej podjęli wyzwanie gry z filharmonikami. Pomysł, niby ten sam, płyty diametralnie się jednak różnią, zdecydowanie na korzyść **Scorpions**. Największe brawa należą się Christianowi Kolonovitsowi, który kapitalnie połączył dwa muzyczne światy.
Już taki //Hurricane 2000// to idealne połączenie muzyki symfonicznej i rockowej. Zadziwia równowaga, czasami pierwszym planie słyszymy filharmoników, by w odpowiednim momencie dać wyszaleć się rockmanom, a przez większość materiału oba muzyczne światy współbrzmią we wspaniałej symbiozie. Równie pysznie i wspaniale wypada ballada //Send Me an Angel// wzbogacona o wzniosłe intro i wspaniały, nastrojowy fragment w środkowej części. Szkoda tylko, że utwór nagrany został z gościnnym udziałem Zucchero.
Zupełnie przearanżowany został //Crossfire// z **Love At First Sting**. Poprzedzony zagranym przez samych filharmoników wstępem //Midnight in Moscow//, przez smakowite solo Jabsa przechodzi do zasadniczej części utworu (z już znajomym perkusyjnym rytmem), mimo jednak interesującej aranżacji nie jest jednak w stanie jakoś szczególnie zachwycić. Utwór płynnie przechodzi w //Deadly Sting Suite// w którym muzycy orkiestrowi schodzą nieco w tło a na pierwszy plan wychodzi heavy metalowy czad, oparty na wyśmienitej aranżacji najpierw //He'a a Woman, She's a Man// a potem //Dynamite//.
Odrobinę rozczarowuje (w stosunku do oczekiwań) //Still Loving You//, które tak naprawdę rumieńców w orkiestrowej aranżacji nabiera w końcowej, finalnej części. Solidnie wypada //Wind of Change// w którym jest tym razem więcej patosu niż cukierkowości, więcej czadu, mniej pompy jest za to w //Big City Nights// z gościnnym udziałem Raya Wilsona. Nieco płasko wypada //Lady Starlight//, w którym w ogóle pominięto oryginalną, długą solówkę na końcu. Ogólnie trochę szkoda, że choć tak znakomicie wypadły ostrzejsze utwory to na płytę wybrano głównie ballady.
Osobny komentarz należy się dwóm premierowym utworom. O ile wybranemu na hymn EXPO //Moment of Glory// z chórkami dziecięcymi można wiele wybaczyć, to zaśpiewany w duecie z Lyn Liechty //Here in My Heart// to wydatnie polukrowana tragedia, która dramatycznie obniża poziom albumu. Po co było w ogóle sięgać po ten utwór napisany 10 lat wcześniej przez Diane Warren? Naiwna wiara w powtórzenie sukcesu //I Dont't Want to Miss a Thing// **Aerosmith**?
Jak już wspomniałem znakomitą robotę wykonał Christian Kolonovits, zaś profesjonalizm i umiejętności muzyków **Berliner Philharmoniker** są nie do podważenia. A sami **Scorpions**? odwalili swoją robotę, trochę szkoda, że chociażby Matthias Jabs nie dał się ponieść fantazji i nie wykorzystał w pełni możliwości jakie dawał mu charakter tej płyty. Przyczepić się można też nieco do brzmienia gitar.
Jest to płyta wzorcowa jeśli chodzi o współpracę orkiestry filharmonicznej z zespołem rockowym. Mimo paru drobnych minusów, naprawdę warto po ten materiał sięgnąć. Choćby po to by przekonać się, że dwa pozornie różne muzyczne światy potrafią tak wspaniale współistnieć na jednej scenie.
Data dodania: 01-01-2012 r.
Scorpions
Data wydania: 2000
Wytwórnia: EMI
Typ: Album studyjny
Producent: Christian Kolonovits, Scorpions
Gatunki:
- rock symfoniczny