8 / 10
Marcin Budyn
Po usłyszeniu w 2006 roku nowych utworów na czele z //Ready to Rock// bardziej "heavymetalowi" fani **Whitesnake** mieli uzasadnione nadzieje, że nowa płyta zespołu powali mocą i ciężarem, a spółka autorska Coverdale/Aldrich podbije publiczność doskonałymi kompozycjami. I choć płyta **Good To Be Bad** konkurencji dla najeżonej przebojami **1987** raczej nie stanowi, to trzeba przyznać, że studyjny powrót **Whitesnake** na muzyczny rynek jest znakomity.
Utwory brzmią ciężko, mięsiście, heavymetalowo właśnie (chociażby otwierający płytę //Best Years//). Coverdale wciąż imponuje formą, jego głos nie stracił nic z dawnej przenikliwości i mocy (posłuchajmy chociażby //Call on Me//), choć czasem zaskakuje dość mocną chrypką (//All I Want All I Need//, //All for Love// czy //Summer Rain//). Świetnie spisują się gitarzyści Aldrich i Beach, nie brak ani ciętych riffów, ani świdrujących uszy solówek.
Co wyróżnić na płycie? Na pewno balladę //All I Want All I Need//, która co prawda mocno pobrzmiewa starymi przebojami zespołu, ale ujmuje klimatem, nastrojowością, powiedziałbym nawet, że bije na głowę kilka starych, odrobinę przelukrowanych numerów. Pozytywne odczucia budzi też inny przebój, żwawy //All for Love// (można się naprawdę pogubić wymieniając te wszystkie podobne tytuły w twórczości grupy). Słowa uznania należą się też otwierającemu płytę //Best Years//, hipnotyzuje wieńczący dzieło, klimatyczny //'Till the End of Time//, którego akompaniament oparty jest na gitarach akustycznych.
Jeśli porównywać ten album do twórczości **Whitesnake** w przeszłości, to najbliżej mu chyba do **Slip Of The Tongue**, choć na przykład kołyszące //A Fool in Love// (znowu dziwnie znajomy tytuł!) świetnie pasowałoby na **Restless Heart**. Pozostaje tylko przyklasnąć i życzyć sobie więcej takich powrotów starych weteranów rockowych scen. Jest to bardzo dobra, świeża płyta, w której aż roi się od przebojowego, melodyjnego heavy metalu. Warto było czekać.
Data dodania: 01-01-2012 r.