8 / 10
Maciej WilmiĹski
Wiele było obaw i nadziei związanych z tych płytą. Na szczęście zespół stanął na wysokości zadania i powrocił w wielkim stylu!
Pierwsze 30 sekund wzbudza nieznaczny niepokój, czyżby **Scorpions** poszli błędnym śladem **Judas Priest**, czy Tony'ego Iommiego solo i utwory będą rozpoczynać od elektronicznych, pseudoindustrialnych wstawek? Czyżby plotki o kontynuacji pomysłów z **Eye 2 Eye** były prawdziwe?
Obawy zostają jednak szybko rozwiane - już po chwili elektroniczne preludium zostaje całkowicie roztrzaskane w pył przez fenomenalny, potężny riff Rudolfa Schenkera. Mięsiste gitary, doskonale podbijająca sekcja rytmiczna i cudownie rozśpiewany Klaus Meine, którego wokal już dawno nie brzmiał tak dobrze i pewnie. Do tego bardzo fajne, stojące jakby w opozycji z potężnym riffem spokojniejsze zwrotki i robiąca spore wrażenie (aczkolwiek niezwykle prosta) solówka Matthiasa Jabsa. Całość psuje zupełnie nieudany i trzeba przyznać oklepany pomysł z chórkiem dziecięcym na końcu, tym bardziej że przypomina to bardziej chór robotów, ale mniejsza o to! Niesamowity początek!
Mój szok pogłębił się w momencie gdy usłyszałem równie dobre //Love'em Or Leave'em//, z riffem jakby wyjętym wprost spod palców Zakka Wylde'a. Szybki rzut oka do książeczki potwierdził jednak, że kompozytorem tego kapitalnego kawałka jest Rudolf Schenker. I to właśnie on jest głównym bohaterem tego albumu. Muzyczny lider zespołu skomponował na **Unbreakable** siedem utworów i oprócz słabego //Borderline// są to zdecydowanie najmocniejsze punkty krążka, które już teraz możemy spokojnie dołączyć do scorpionowych klasyków. Wyraźnie napisany z myślą o koncertach //Blood Too Hot// (z ciekawą końcówką, wyraźnie inspirowaną środkowymi pojękiwaniami Planta z //Whole Lotta Love//), pełen czadu i pozytywnej energii //Someday Is Now// czy nostalgiczny //Remember The Good Times// - to rock zagrany z wykopem i pasją jakiej dawno u **Scorpions** nie słyszeliśmy.Znów zachwycają proste riffy Rudolfa, gitarowe wstawki i solówki Matthiasa, pełen żaru i pasji a przede wszystkim pozbawiony manieryzmu wokal Klausa no i cementująca całość sekcja rytmiczna, w której fenomenalnie odnalazł się nasz rodak - Paweł Mąciwoda. Znów mamy porywające scorpionsowe melodie i niesamowicie chwytliwe refreny. Jedym słowem - starzy dobrzy **Scorpions** powrócili.
**Unbrekable** to jednak krążek bardzo zróżnicowany i niestety - nierówny. Można tu odnaleźć analogie do **Face The Heat**), gdzie po kapitalnym początku było już różnie i słabe kawałki przeplatały się z prawdziwymi "killerami". Pojawia się kilka niespodzianek, co prawda nie do końca udanych ale co najmniej intrygujących, jak próba przywołania złotych lat pudel metalu w //Can You Feel It// czy //This Time// z wstępem a'la **Rage Against The Machine** i momentami przypominającym utwory napisane przez Uliego Rotha w latach 70. Pojawia się także niestety kilka gniotów, jakby żywcem wyjętych z któregoś dwóch ostatnich, jakże nieudanych studyjnych albumów **Scorpions**. Widać jednak, że wnioski z porażki **Eye 2 Eye** zostały wyciągnięte i jeżeli pojawiają się już jakieś sample i loopy, to wykorzystywane z umiarem i w konkretnym celu (//Can You Feel It//, //Through My Eyes//).
Z przykrością muszę też odnotować, że strasznie zawodzą ballady. Rażące sztampą, wtórnością i przesłodzone do granic możliwości koszmarki. Honoru broni oparte na akordach bliźniaczych z //When The Smoke Is Going Down// - //Through My Eyes//, które jednakże stricte balladowe zwrotki przeplata z potężnym, dynamicznym, porywającym refrenem. Dawno nie zdarzyło im się napisać tak przekonujący, działający na emocje utwór.
**Scorpions** ad 2004 nie zawodzą. Obietnice i oczekiwania były wielkie, tym bardziej że po ostatnich dokonaniach zespołu nawet najwierniejsi fani stracili nadzieję, że są jeszcze w stanie grać to, co zawsze im najlepiej wychodziło i to co przyniosło im sławę - pełen żaru i kapitalnych melodii, siarczysty rock. Na **Unbreakable** nie ma kompozycji przełomowych i odkrywczych, żadna z nich nie wejdzie do hardrockowej klasyki. Jest za to ponad 50-minut hard rocka w najlepszym wydaniu i w starym dobrym stylu, na dodatek okraszonego wspaniałą, przestrzenną produkcją zespołu oraz Erwina Muspera. Dla mnie jest to album na poziomie **Crazy World** i **Face The Heat**, chociaż niektórzy już okrzykują to najlepszym dziełem zespołu od **Love At First Sting** - i wcale nie są to opinie przesadzone.Fajnie, że chce im się jeszcze wydawać takie albumy.
Data dodania: 01-01-2012 r.
7 / 10
Marcin Budyn
Nawet gdy wydawali tak słabe płyty jak **Pure Instinct** i **Eye II Eye** oraz projekty typu **Acoustica** i **Moment of Glory** **Scorpions** nigdy nie przestali być szalejącym rockowym żywiołem na koncertach. Pozwalało to wierzyć, że prędzej czy później doczekamy się powrotu niemieckiej formacji na stricte rockowy grunt. I stało się to w roku 2004, a cieszyło tym bardziej , że w składzie legendy hard rocka znalazł się polski basista Paweł Mąciwoda.
Początek jest potężny: mocarny riff wprowadza nas w udaną kompozycję //New Generation// ze spokojnymi zwrotkami i ciężkim refrenem, a zaraz potem zaskakuje jeszcze lepszy //Love'em or Leave'em// oparty na świetnym, drapieżnym riffie Schenkera, dysponujący niesamowicie nośnym refrenem. I jest to właśnie taki **Scorpions** jaki chcemy słyszeć. A jest jeszcze czadowy, energetyczny //Blood Too Hot// z nawiązującym do wokalnych popisów Roberta Planta Klausem, jest pędzący, radosny //Someday Is Now// i dość nietypowy dla zespołu, pulsujący //This Time// (najlepsza kompozycja Jabsa w historii zespołu obok //Tease Me, Please Me// z **Crazy World**).
Udana jest pół-ballada //Through My Eyes//, niestety nastrojowa //She Said// jest już przelukrowana i nawiązuje raczej do mało chlubnych czasów **Pure Instinct**. Pewien potencjał ma //Maybe I, Maybe You// z gitarowym czadem na końcu, ale została "zajechana" przez nadmierny, teatralny patos. Jest na **Unbreakable** trochę przeciętniactwa jak //Borderline//, //Can You Feel It//, //My City My Town//, //Deep and Dark//. Na szczęście na zakończenie zepół serwuje stylizowany na stary, garażowy rock //Remember the Good Times// z jakże radosnym klimatem.
**Unbreakable** to dobra płyta pokazująca, ze niektórzy za wcześnie skreślili **Scorpions**. Udany, sentymentalny powrót do starego hard rocka.
Data dodania: 01-01-2012 r.