Dzięki jednemu utworowi, ten debiut stał się sensacją. Ale wielką niesprawiedliwością byłoby powiedzieć, że wart uwagi jest wyłącznie słynny //Sultans of Swing//. To trochę inne **Dire Straits**, niż to znane z późniejszych lat. Bardziej surowe i trochę mniej przebojowe. Utwory raczej krótkie i kompozycyjnie stosunkowo proste, ale za to zróżnicowane i niezwykle wciągające. Zespół umiejętnie lawiruje między gitarowymi, rockowymi piosenkami, a sugestywnymi nawiązaniami do country (//Setting Me Up//), czy nawet reggae (//In the Gallery//). A wszystko to zabarwione jedynym w swoim rodzaju klimatem. Od początku wyraźnie słychać, że liderem grupy jest Mark Knopfler. To jego specyficzny, "opowiadający" styl gry, brzmienie jego Stratocastera i wyjątkowy, często graniczący z melorecytacją wokal stanowią o wyjątkowości **Dire Straits**. Dzięki temu nawet proste zagrywki, jak te ze wstępu //Down to the Waterline//, są ciekawe i wciągające. Ale reszta zespołu też spisuje się na medal, tworząc choćby takie cudeńka, jak znakomicie "bujające", błogie //Water of Love// czy //Wild West End//. Granie raczej oszczędne, ale sugestywne, idealnie w punkt. Czuć kunszt wysokiej klasy muzyków. I tak dochodzimy do //Sultans of Swing//. O tej kompozycji można by było napisać książkę. Muzycznie prosta rzecz, ale przez aranżację, sposób śpiewania i tekst Mark zrobił z tego absolutne arcydzieło. Idealny przykład rzadkiej sytuacji, gdzie muzyka perfekcyjnie komponuje się z tekstem. Słuchając tego utworu niemal widzę londyńską mgłę, czuję padający deszcz, a potem przyjemne ciepło pubu i smród papierosów. Gitarowe zagrywki z tego utworu, stanowiące jakby uzupełnienie czy komentarz do śpiewu, graniczą z geniuszem. Idealnie wpasowane, nie ma tu ani jednego zbędnego dźwięku. Wszystko zagrane idealnie w punkt, tam gdzie trzeba, nie za oszczędnie i nie za bogato. Do tego dwie obłędne solówki, elementarz dla wielu adeptów gitarowej sztuki. Trzeba też wspomnieć o interpretacji wokalnej, tej specyficznej nonszalancji w głosie Knopflera, sposobie w jaki opowiada swoją historię. Bezwzględnie jeden z utworów wszech czasów! Tak właśnie przedstawił się światu Mark Knopfler, jedna z największych osobowości rocka. Słysząc jego kunszt trudno się dziwić, że udało mu się przebić nawet z tak niemodną wówczas muzyką.