Encyklopedia Rocka

10 / 10

Paweł Tkaczyk

Swój trzeci studyjny album Roger Waters tworzył przez kilkanaście lat. Pomiędzy różnymi projektami czy też w ich czasie zbierał najlepsze pomysły i zamykał w szufladzie w oczekiwaniu na odpowiedni moment. Całość była nagrywana w dwóch studiach, a w pracy pomagało w sumie kilkudziesięciu muzyków. Efekt? Bez wahania i z całą odpowiedzialnością powiem, że **Amused To Death** to dzieło sztuki. Czternaście arcygenialnych kompozycji bez wyjątku tworzy mistrzowsko skrojony zbiór, przy którym wcześniejsze płyty artysty, a może i nawet niektóre z repertuaru **Pink Floyd** wypadają blado. **Amused To Death** to kompletne odświeżenie, a zarazem pozostanie w tym, w czym Waters czuł się najlepiej. Zdołał pozostać w swoim ulubionym stylu, serwując słuchaczowi łzawe opowiastki oplecione czasem w melancholię, a czasem w rockowy pazur, ale jednocześnie wypracował brzmienie, produkcję, aranżacje zbliżone do ideału, co powoduje, że dziś osiemnaście lat po premierze słucha się tej płyty jak powiewu świeżości pod każdym względem. W osiągnięciu tak doskonałego rezultatu pomagali Watersowi znakomici muzycy. Ich lista jest zbyt długa, aby wszystkich tutaj wymienić, więc wspomnę tylko niektóre sławy: Steve Lukather, Jeff Beck, Jeff Porcaro czy cała armia zasłużonych współpracowników: Graham Broad, Patrick Leonard czy Andy Fairweather Low. Co ważne, Waters potrafił nie tylko zebrać tak znamienitych muzyków, ale i utemperować ich ego - gdyby ktoś nie miał pojęcia o ich gościnnym udziale, nigdy nie domyśliłby się, że ten niesamowicie spójny brzmieniowo i stylistycznie album powstawał przez lata, przy udziale tylu osób. Kompozycje na płycie są dość zróżnicowanie, a goście idealnie dostosowują się do stylu Watersa, właściwie poza Jeffem Beckiem niczym się nie wyróżniają. Wydaje się, że z materiałem spokojnie poradziłby sobie skład z jakim Waters występował wtedy na codzień. Już na wstępie //The Ballad of Bull Hubbard// słyszymy przepiękne dźwięki wygrywane przez wspomnianego Becka, który znakomicie wzbogacił niemal całe **Amused To Death**. Beck z jednej strony tchnął do muzyki Watersa coś nowego, dodał jego kompozycjom nowego wymiaru. Z drugiej strony sprawia wrażenie, jakby starał się nawiązywać do David Gilmoura czy Erica Claptona, z którymi to grywał w przeszłości Waters. Nie zabrakło iście hardrockowego pazura w //The Bravery Being Out of Range// czy "gęsto" zaaranżowanych //Perfect Sense// z chóralnymi śpiewami a'la gospel. Druga część płyty to już to, co najbardziej lubią fani Rogera, czyli melancholia i zaduma zanurzona w sosie znakomitej muzyki. I tak jest już od //Late Home Tonight// po zamykające całość, tytułowe i przepiękne //Amused to Death//. Wszystko jest tutaj dopięte na ostatni guzik, znakomicie przemyślane. Nie sposób nie dać się urzec tej płycie. **Amused To Death** to niewątpliwie jedna z najlepszych płyt historii rocka. Niech te słowa będą zachętą dla tych, którzy nie znają ostatniej jak do tej pory, pełnoprawnej studyjnej płyty Rogera Watersa!
Data dodania: 01-01-2012 r.

Amused To Death

Roger Waters

Data wydania: 1992

Wytwórnia: Columbia

Typ: Album studyjny

Producent: Roger Waters, Patrick Leonard

Gatunki: