6 / 10
Marcin Budyn
Zanim światowymi listami przebojów wstrząsnął przebój //The Final Countdown// zespół **Europe** zdążył wydać dwa albumy, które zdołały zaistnieć tylko na rodzimym rynku (pomijając japoński sukces singla //Seven Doors Hotel//). Zespoły rockowe spoza Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych w tamtym czasie rzadko osiągały sukces na światowej scenie ciężkiego grania, udawało się to tylko nielicznym na czele z niemieckim **Scorpions**. Szwedom z **Europe** przyszło chwilę zaczekać na międzynarodowy sukces i póki co, skromnie zadebiutowali z albumem zatytułowanym po prostu **Europe**.
Pierwsze co rzuca się w uszy, to niesamowita umiejętność łączenia dynamicznego heavymetalowego grania z niezwykle ujmującymi melodiami. Na płycie jest sporo galopujących rytmów, pomysłowych riffów (choćby //In the Future to Come//), gitarowych harmonii (//Seven Doors Hotel//) i ogólnie ciekawych zagrywek czy solówek Johna Noruma. Kuleje jednak produkcja. Trochę szkoda, że nie wyeksponowano bardziej gitar, a na pierwszy plan aż za bardzo wysuwa się wokal Joeya Tempesta, który chociażby we wspomnianym //In the Future to Come// nieco irytuje niepotrzebnym pogłosem. Nie mam natomiast większych zastrzeżeń do samego śpiewu Tempesta, który mimo niesamowitej melodyjności jest zarazem drapieżny i zadziorny, czego czasem brakowało mu w późniejszych latach.
Kompozycje na **Europe** są pomysłowe, wszystkich utworów słucha się z przyjemnością. Dominują szybkie tempa, brak ballad, choć //Words of Wisdom// zaczyna się od bardzo klimatycznego, klawiszowego wstępu. Muzycznie widać ewidentne zapatrzenie się na Nową Falę Brytyjskiego Heavy Metalu, aczkolwiek specyficzne połączenie szybkiego tempa, galopujących riffów i niesamowicie nośnej melodyki to jakby zapowiedź przyszłej fali power metalu, charakterystycznej dla skandynawskich i niemieckich kapel. Momentami słychać młodzieńczą spontaniczność w sztuce komponowania. Sam Joey przyznaje, że w tamtym czasie brakowało mu doświadczenia w tym aspekcie sztuki muzycznej. Ma to jednak swój szczególny urok, co widoczne jest chociażby w //In the Future to Come//, który jest moim ulubionym utworem na płycie i przebija mnóstwo późniejszych, bardziej wyrafinowanych kompozycji. Warto też zwrócić uwagę na //King Will Return//, //Memories// czy //Seven Doors Hotel//. Szkoda trochę takiej, a nie innej produkcji - mogło to wszystko brzmieć znacznie lepiej. Ale jest jak jest i debiut **Europe** oceniam po prostu jako obiecujący.
Data dodania: 01-01-2012 r.