4 / 10
Maciej WilmiĹski
Przyznam, że nie rozumiem idei. Cztery utwory z ostatniej płyty (w tym jeden - //Darkest Days// w aż dwóch odsłonach) i pięć coverów (w tym jeden będący instrumentalną wersją znanej angielskiej kolędy) - wszystko w wersji "unplugged". No i dodajmy do tego, że cztery spośród tych coverów zarejestrowano w czasie sesji **Order Of The Black** i zamieszczono w formie różnorakich bonusów do tej płyty. Ja wiem, że wcześniej były cztery lata przerwy między albumami, że fani lubili to łagodniejsze wcielenie grupy, że przydałaby się wprawka dla nowego perkusisty, no ale po co? Traktować to jako składankę?
Zacznijmy od nowych wersji utworów z **Order Of The Black**. Słabych kompozycji ze słabego albumu. Cudu nie ma. Najlepszy na tamtej płycie //Overlord// tu brzmi jak odrzut z **Hangover Music Volume 6**. Najlepsza ballada - przeciętne //Darkest Days// zdecydowanie lepiej brzmiała w oryginale - tu po prostu zaaranżowano ją bez pianina, z większym naciskiem na gitarę akustyczną. I nieważne czy śpiewana w duecie z Johnem Richem czy samodzielnie (w ogóle słuchanie tego utworu dwukrotnie w ciągu jednej płyty jest naprawdę męczące). I nie pomagają udramatyzowane aranżacje (//Parade of The Dead//). Swoją drogą, aranżacje a'la ballady z dwóch ostatnich płyt formacji. Czyli wypolerowane brzmienie, dużo elektronicznych smyczków i plam, dosyć drażniących, używanych bowiem strasznie sztampowo i w nadmiarze. A główny problem w tym, że utwory po prostu nudzą. Nie przykuwają uwagi melodiami, refrenami, solówkami, nie czuć w nich specjalnych emocji. Wydają się ciągnąć w nieskończoność.
Covery. Z nieznanych wcześniej rzeczy mamy instrumentalną wersję kolędy //The First Noel// ozdobioną gitarowymi popisówami Zakka. Takie fajne akustyczne granie znanej i lubianej melodii na tle fajnego podkładu. Przypomina mi to doskonałe //Mrs. J// z czasów Ozzy'ego i na pewno zaliczyć trzeba na plus. Pozostałe utwory to, jak już wspomniałem, rzeczy dotychczas dostępne dla "wybranców". Perełką jest //Junior's Eyes// **Black Sabbath**, zrobione z pomysłem, z doskonale uwypuklonym tekstem, poruszające i pełne emocji. Jeżeli mieć ten album - to tylko ze względu na tę wersję. Pozostałe numery najlepiej pominąć milczeniem. Co dziwi, wspominając chociażby doskonałą wersję //I Never Dreamed// sprzed ledwie kilku lat. No, ale posłuchajcie wykonania //Bridge Over Troubled Water//....
**Black Label Society** jest w bardzo głębokim dołku. Wolę traktować ten album jako wydaną na szybko, zrobioną na kolanie zapchajdziurę, aniżeli świadectwo całkowitego zagubienia i kryzysu twórczego. Bo wciąż iskierka nadziei na lepsze płyty się tli.
Data dodania: 01-01-2012 r.
Black Label Society
Data wydania: 2011
Wytwórnia: E1 Entertainment One Music
Typ: Album studyjny
Producent: brak danych
Gatunki:
- rock