7 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Przed przystąpieniem do pisania tej recenzji, specjalnie sprawdziłem. Nagrywając //**Your Filthy Little Mouth**// David Lee Roth miał już 40 lat, a więc młodzieniaszkiem nie był. Przyszła najwyższą pora, aby trochę zwolnić i spokornieć. I taka właśnie jest kolejna płyta wokalisty – dojrzalsza i spokojniejsza. Ale bez obaw, to wciąż charyzmatyczny David Lee Roth.
Wokalista wyrósł, tak jak jego publiczność (a nowej w zasadzie nie zdobył). Zamiast nadal eksploatować hardrockowe oblicze z gitarowymi sztuczkami, w nowych utworach próbuje się zbliżyć do rockowego środka... i lat 90. Stara się zaproponować coś, co nie odstaje radykalnie od tego co robił wcześniej, a co jednocześnie będzie w stanie spodobać się przeciętnemu 40-latkowi (//Little Luck//, //Cheatin' Heart Cafe//). Wciąż jest to bardzo rockowe granie, ale jednocześnie stonowane i kunsztownie zaaranżowane. Roi się od dęciaków, harmonijki ustnej, czyli de facto elementów, które pojawiły się już na //**A Little Ain't Enough**//, ale brzmi to już inaczej. Może dlatego David posunął się także krok dalej i zaproponował nowe rozwiązania, jak kobiece chórki w //Hey, You Never Know// czy afrykańskie śpiewy w //No Big 'Ting//. Coraz większą inspiracją dla Rotha staje się tutaj blues i blues rock. Usłyszymy go w mocniejszym wydaniu (//Your Filty Little Mouth//), jak i spokojniejszym (//Experience//, //Sunburn//, //Land's Edge//).
Dla fanów hard rocka zostaje początek płyty, zresztą bardzo udany. Otwierający //She's My Machine// to intrygująca próba odświeżenia klasycznego hard rocka (świetne brzmienie gitary), zaś //Everybody's Got the Monkey// i //Big Train// to żywiołowe granie bliskie starym dokonaniom wokalisty.
Z racji obranego tutaj kierunku, o grze instrumentów nie będę się rozpisywał. Nowy gitarzysta Terry Kilgore schodzi zdecydowanie na drugi plan, lecz fani bluesowej szkoły grania z pewnością docenią jego talent.
Materiał znów jest dosyć długi, ale tym razem nieco to razi. Niby w zestawie nie ma ewidentnych gniotów, a jednak lekki lifting płycie nie zaszkodziłby. Podsumowując, dostajemy raczej eksperymentalny materiał. Dojrzalszy muzycznie i tekstowo, co trzeba docenić. Nawet jeśli ktoś za taka stylistyką nie przepada, musi przyznać, że Davidowi znów się udało.
Data dodania: 01-01-2012 r.