6 / 10
Marcin Budyn
Mimo, że na dwóch ostatnich albumach grupy widać pewną stagnację, **Nazareth** ani myśleli zwalniać tempa i w kolejnym roku wydali swoją następną, dziewiątą już studyjną płytę, zatytułowaną **//Expect No Mercy//**. Po wrzuceniu jej do odtwarzacza przez chwilę można poczuć euforię, bo tytułowy numer, rozpoczynający płytę to naprawdę mocna rzecz! Szybkie tempo, motoryczny riff, świetne gitarowe harmonie Charltona, przebojowe melodie, wykrzyczany przez McCafferty'ego refren, iskrząca solówka gitarowa... Brzmi to świeżo i co najmniej obiecująco. Czyżby nowy powiew weny twórczej **Nazareth**? Niestety, w kontekście całego albumu jednak nie.
W dalszej kolejności mamy takie utwory jak utrzymany w tradycyjnej stylistyce cover //Gone Dead Train//, melodyjną balladę //Shot Me Down//, czy porcję zjadliwego hard rocka w postaci //Revenge Is Sweet//. W //Gimme What's Mine// jest natomiast riffowanie, żywo kojarzące się z //**Stained Class**// **Judas Priest**, która było nie było, ukazała się dopiero w następnym roku. Ciekawe jest to skojarzenie, bo w kolejnym numerze zatytułowanym //Kentucky Fried Blues// także wokal McCafferty'ego we zwrotkach przypomina mi śpiew Roba Halforda.
**Nazareth** nie zapominają o coverach i sięgają tym razem po przebój specjalizującego się w muzyce country **Harlana Howarda**, //Busted//, który wykonany jest jednakże bluesrockowo. Są też opatrzone żwawymi akustykami //Place in Your Heart// i //All The King's Horses//. Tymczasem w bonusowym, hardrockowym //Greens// w pewnym momencie dostajemy szczyptę szkockiego folkloru, co nie zmienia faktu, że na płycie, a zwłaszcza w jej drugiej części doszukać się możemy raczej wpływów z amerykańskiego Południa niż ze szkockich gór.
Jako całość //**Expect No Mercy**// wypada tak sobie.
Data dodania: 01-01-2012 r.