7 / 10
Marcin Budyn
Na kolejną studyjną płytę **Nazareth** przyszło czekać aż 10 lat. Przez ten czas powstało i rozpadło się wiele młodych zespołów, tymczasem muzycy z Dunfermline, w składzie z młodym Lee Agnewem, który zastąpił zmarłego perkusistę Darrella Sweeta pokazują, że nie zamierzają się poddawać i wciąż stać ich na nagrywanie interesującej muzyki. Zapewne sporo jest osób, które przyzwyczajone do zostawiającej wiele do życzenia jakości płyt **Nazareth** z poprzednich dwóch dekad z pewną dozą lekceważenia odniesie się do tego albumu. No i takie osoby mogą się zdziwić. //**The Newz**// brzmi świeżo, mocno i interesująco.
Takiego heavymetalowego zacięcia jak chociażby //Liar// (trochę przypominają się klimaty późnego **DIO**) to ja sobie w muzyce **Nazareth** nie przypominam. Jeśli dać do tego oparty na wyeksponowanym, gitarowym riffie otwierający album //Going Loco// z nieco może za bardzo siłowym refrenem czy pędzący z impetem jakiego w tym zespole dawno nie było //Road Trip// to wychodzi na to, że ta płyta jest chyba "najmocniejszą" odsłoną muzyki kwartetu z Dunfermline. Swoją drogą duża w tym zasługa gitarzysty Jimmy'ego Murrisona, który w tych klimatach widać czuje się jak ryba w wodzie. A jeśli dodać do tego wciąż będącego w imponującej formie Dana McCafferty'ego i jego sztandarową chrypkę to wychodzi naprawdę mieszanka wybuchowa.
Najwięcej emocji budzi chyba kompozycja //The Gathering//, ciężka, mroczna, przesycona tajemniczym, rytualnym klimatem. Przypominają się te niebanalne rzeczy, które nagrywali na początku swej kariery jak //Mornig Dew// czy //The Ballad of Hollis Brown//. Słucha się tego z wypiekami na twarzy, a cały ten niechlubny okres lat 80. w historii **Nazareth** idzie w zapomnienie. W dodatku po nastrojowym //Dying Breed// mamy na sam koniec zaskakujący, apokaliptyczny finał.
Jak to w przypadku **Nazareth** bywa, nie mogło zabraknąć przebojowych, wpadających w ucho numerów jak //Day at the Beach// czy //Enough Love//, choć w tym pierwszym irytują trochę cukierkowe chórki, nie brak ballad (//Gloria// i //Dying Breed//), a także wycieczek na amerykańskie Południe (//See Me//). Z rzeczy które przykuły moją uwagę wymieniłbym jeszcze może //Loggin' on// z intrygującymi, pulsującymi harmoniami. Jest też trochę przeciętniactwa (//Mean Streets//, //Keep on Travelin'//), ale ogólnie wychodzi z tego wszystkiego bardzo fajna płyta, która być może nie powaliła mnie na kolana, ale z pewnością sprawiła pozytywną niespodziankę i pokazała, że Szkoci z **Nazareth** są formie i mają jeszcze sporo do przekazania rockowej publice, a o emeryturze bynajmniej nie myślą.
Data dodania: 01-01-2012 r.