6 / 10
Marcin Budyn
Nie sposób nie czuć sympatii do grupy, która mimo bagażu 40 lat na scenie wciąż ma siłę i ochotę tworzyć i dzielić się z publicznością swoją muzyką, pozostając przy tym wierną starym, hardrockowym tradycjom. Szkoci robią to w dodatku w taki sposób, że wiele młodych zespołów mogłoby się od nich uczyć. Stary Dan McCafferty z pewnością wskazałby miejsce w szeregu wielu młodym supertalentom biorącym udział w różnych telewizyjnych konkursach typu "Idol", jeśli chodzi o przekazanie w sposób werbalny istoty rocka.
Najlepszy utwór na płycie dostajemy zaraz na wstępie. Jego klimat budują kąśliwe uderzenia gitary Murrisona oraz pełen mocy śpiew. W ciekawy sposób rozwiązano tu też refren. Można być podbudowanym! Kolejne utwory są jednak w większości takie sobie, choć nie sposób odmówić im rockowej zaciętości. Fajnie broni się za to nieco lżejszy, acz żwawy //Radio// z bardzo chwytliwym refrenem. Z kolei //The Toast// może wielkiego wrażenia nie robi, ale ileż jeszcze jeszcze zespołów nagrywa w dzisiejszych czasach takiego rockandrolla? Widać, że panowie z **Nazreth** dobrze się bawią tym co robią i o to chodzi!
Ciekawą odmianę robią spokojniejsze utwory. Intryguje z pewnością kompozycja //When Jesus Comes To Save The World Again// w którym mamy unikalne połączenie nastrojowości i ekspresji. Z kolei ballada //Butterfly// robi interesujący, nostalgiczny nastrój przede wszystkim dzięki wydawałoby się dość oczywistej, wiodącej zagrywce na pianinie. Szkoda, ze utwór jako całość nie jest już tak przekonujący.
Płyta //**Big Dogz**// ma z pewnością bardzo dobre momenty i choć może nie jest to muzyka wielkich lotów, to jest po prostu starym, fajnym rockowym graniem, którego w dzisiejszych czasach nie sposób ocenić inaczej niż "pozytywne". Cieszę się, że takie albumy wciąż powstają, a słuchając McCafferty'ego myślę, że to jeszcze nie jest ostatnie słowo **Nazareth** w tej materii.
Data dodania: 01-01-2012 r.