Druga oficjalna koncertowa płyta **Nazareth** nagrana została w trakcie występu w Glasgow w 2001 roku. Od wydania poprzedniej płyty //**It's Naz**// minęło już ponad 20 lat, a zespół jak słychać wciąż jest w dobrej formie na żywo (wystarczy posłuchać w dalszym ciągu powalającej chrypki McCafferty'ego). Mamy przy tym okazję posłuchać starych przebojów grupy w wykonaniu nowego gitarzysty Jimmy Murrisona. Pewną różnicę robi też gra klawiszowca Ronniego Leahy, momentami bardzo (a czasem wręcz za bardzo) wyeksponowana. Mimo iż na samym początku wita nas żywiołowe i świeże //When the Lights Comes Down// to setlista na //**Homecoming**// skupia się głównie na starych hitach **Nazareth**, przede wszystkim z pierwszej dekady działalności zespołu. Nie brakuje ani //Razamanaz//, ani //Holiday//, ani //Broken Down Angel// i długo jeszcze by wymieniać. Z nowszych utworów, oprócz wspomnianego otwieracza jest w zasadzie tylko //Walk by Yorself//, mniej znany utwór z okresu //**Boogaloo**//. Stosunkowo nowe jest jeszcze //Dream On//, oprócz którego praktycznie cała pozostała twórczość z lat 80. została pominięta. I to chyba samo w sobie świadczy jak suchy był to okres w karierze **Nazareth**. Tradycyjnie, szczególną uwagę przykuwa sztandarowy //Hair of the Dog// poprzedzony króciutką solówką Lee Agnewa, w drugiej części urozmaicony różnymi wstawkami instrumentalnymi i zabawą McCafferty'ego z publicznością. Odrobinę przeszkadza mi tu tylko wtrącanie klawiszy w ten jakże rockowy numer. Nie sposób też przejść obojętnie obok jak zwykle intrygującego //This Flight Tonight// i nastrojowego //Love Hurts//. Płyty słucha się bardzo dobrze, choć brakuje mi trochę tej "iskry" którą miało **It's Naz**. Jak na rok 2002 to produkcja też nie jest oszałamiająca, w zasadzie nie słyszę pod tym względem dużej różnicy w porównaniu do po poprzedniej płyty koncertowej - koncert brzmi jakby został nagrany gdzieś w latach 80. Ale cóż, dobry zespół i dobre utwory bronią się same w sobie.