Encyklopedia Rocka

7 / 10

Rafał Biela

Już tytuł zapowiada powtórkę z rozrywki. **ReLoad** to próba powtórzenia drugi raz tej samej sztuki: sprzedania ludziom muzyki, która nie zasługuje na swoją cenę. Na szczęście jednak druga porcja nagrań z tej samej, nieszczęsnej sesji, okazała się znacznie lepsza. W przeciwieństwie do **Load**, **ReLoad** zawiera obok bezbarwnych fragmentów także kilka naprawdę świetnych utworów. To dużo konkretniejszy album. Już nie tak często jak poprzednio ma się wrażenie, że muzycy przekombinowali, sztucznie rozbudowując kompozycje. Zaletą jest też dużo więcej dynamiki i to takiej bardziej rockowo-metalowej, niż country-bluesowej, jak to było na rok starszej płycie. Tak się jednak złożyło, że najlepsze, najbardziej wyraziste fragmenty zgromadzone zostały na początku albumu. Słuchając tych pierwszych kawałków naprawdę ciężko uwierzyć, że pochodzą one z tej samej sesji. Taki //Fuel// na przykład, jest żywym, energetycznym utworem, kompletnie nieprzypominającym marazmu, jaki ogarniał muzyków na **Load**. Szybki, pokotłowany riff, chwytliwe melodie, dwie stopy w refrenie... i gdyby nie karykaturalnie wręcz manieryczny śpiew Hetfielda, moglibyśmy mówić o naprawdę fantastycznym utworze. Taki zresztą jest następny w kolejce, singlowy //The Memory Remains//. Mamy tu dość oryginalny, walcowaty riff, kroczące tempo i całkiem sporo energii. Do tego tradycyjnie bardzo przebojowa melodia (i tradycyjnie manieryczny wokal), a także przyjemne zagrywki Kirka Hammetta. A mniej więcej od połowy pojawia się zupełny odjazd: nawiedzony, dziwacznie brzmiący zaśpiew Marianne Faithfull, który niezwykle ubarwia całość i przydaje oryginalności tej i tak już oryginalnej kompozycji. Znacznie mniej oryginalny jest //Devil’s Dance//, ale wiele wynagradza jego "bujająca" rytmika i kilka naprawdę ciekawych motywów gitarowych, których tak bardzo brakowało na **Load**. Jakoś dziwnie pasuje tu też kontrowersyjny wokal Hetfielda. Jednak znacznie lepiej ten wokalista brzmi w //The Unforgiven II//, drugiej części legendarnego hitu sprzed kilku lat. Utwór swego czasu był bardzo krytykowany, jednak nie do końca była to krytyka zasłużona. To bardzo urokliwa i po prostu ładna kompozycja, zaśpiewana soczystym, głębokim głosem, który pięknie wybrzmiewa na tle sympatycznych zagrywek Hammeta ze zwrotek. Szkoda tylko, że gdzieś ulotnił się wyjątkowy klimat pierwowzoru, ale trzeba pochwalić zespół za ciekawy pomysł oparcia kontynuacji na zasadzie kontrastów: w pierwszym //The Unforgiven// była mocna zwrotka i spokojny refren, a tutaj jest dokładnie odwrotnie. Do tego momentu album pozostawia naprawdę dobre wrażenia, jednak dalej nie jest już tak różowo. Powracają te same zarzuty, co w przypadku **Load**. Środek, w postaci //Slither// czy //Carpe Diem Baby// jest zwyczajnie nieciekawy, pozbawiony wyrazistości, jaką miał początek płyty. Trochę lepiej prezentuje się energiczny //Price Charming//, jednak sama energia nie wystarczy, kiedy w parze z nią nie idą interesujące riffy i melodie. Jednak **ReLoad** kryje dla słuchacza jeszcze jedną perełkę. To swoista kontynuacja (identyczne odliczanie we wstępie) //Mama Said// z poprzedniej płyty, czyli utwór //Low Man’s Lyric//. Tym razem **Metallica** zabiera nas na wycieczkę do Irlandii i jest to nadzwyczaj pasjonująca podróż. Bardzo wolna ballada, której główną zaletą jest chyba klimat: depresyjny, ciężki, ponury. Świetnie do tego pasuje głęboki, soczysty wokal Jamesa i momentami bardzo dobry tekst, odpowiadający ogólnemu nastrojowi. Świetnie podkreśla go monotonny, delikatnie kołyszący motyw liry. Bardzo udane są też przejścia w tonacji przy okazji refrenu. Ogólnie melodia jest chwytliwa, ale nie nachalna. Utwór ma też świetny punkt kulminacyjny (//And I cry to the alleyway...//), który autentycznie porywa, gdzie najbardziej uwydatnione są te wszystkie emocje. A wszystko to razem tworzy fascynujący, wciągający utwór, którego aż chce się słuchać. Jedyna wada: mogli to trochę skrócić, bo wydaje się, że ten mostek (//So low, the sky is all I see...//) występuje zbyt dużo razy. Ale i tak //Low Man’s Lyric// to arcydzieło i jak dla mnie najlepszy utwór, jakim **Metallica** popisała się od czasu **Czarnej Płyty**. Pomimo tych kilku świetnych fragmentów, przesadą byłoby zbyt wysokie ocenianie **ReLoad**. Gdyby cała płyta była na poziomie tych najlepszych fragmentów, można by mówić o naprawdę dobrej porcji muzyki, jednak kontrast pomiędzy nimi i tymi mniej udanymi kompozycjami jest zbyt duży.
Data dodania: 01-01-2012 r.

ReLoad

Metallica

Data wydania: 1997

Wytwórnia: Elektra

Typ: Album studyjny

Producent: Bob Rock, James Hetfield, Lars Ulrich

Gatunki: