Encyklopedia Rocka

6 / 10

Paweł Derwiński

Radujmy się! Bo oto nadszedł czas długo wyczekiwany... koniec eksperymentów. W taki sposób postanowiono reklamować //**Songbook**// - pierwszy album koncertowy w solowym dorobku Chrisa Cornella. No dobrze. Mamy więc rockmana po przejściach, który wziął do ręki gitarę akustyczną i ruszył w trasę. Mało tego, chwilę wcześniej skrzyknął się ze starymi kolegami z **Soundgarden** i jakby na nowo odkrył swoją rockową duszę. Syn marnotrawny powrócił. Tak. W zasadzie skaczę z radości, tylko jakoś stopy nie chcą oderwać się od podłoża. Przepraszam, jeśli tłumię wasz entuzjazm, ale szczerze – nie czujecie się trochę tak, jakby ktoś próbował wam wcisnąć michę ziemniaków i twierdził uparcie, że jest to wykwintny kawior? Bo z całym szacunkiem dla autora - **//Songbook//** nie powiedziało mi nic nowego na temat postaci, którą znam jako Chris Cornell. Ok. Może to poniekąd wynikać z faktu, że już parę ładnych lat temu miałem okazję zetknąć się z nieoficjalnym, ale szeroko rozpowszechnionym albumem **//Chris Cornell: Unplugged In Sweden//**. Wszyscy, którzy podobnie jak ja, dotarli do tego wydawnictwa, już od dawna wiedzą, na co stać lidera **Soundgarden** w wydaniu akustycznym. Z tego punktu widzenia **//Songbook//** to w zasadzie powtórka z rozrywki. Dla tych, którzy koncertu ze Szwecji nigdy nie słyszeli, szykuje się nieco większa dawka zabawy. Hm... Zabawy? Zaraz, zaraz... Czy ja naprawdę napisałem "zabawy"? Chyba w moją wypowiedź wkradło się jakieś zakłamanie. Już się tłumaczę. Otóż **//Songbook//** od strony formalnej prezentuje się ciekawie. Cornell uderza w nutę sentymentalną (utwory z repertuaru **Soundgarden** i **Temple Of The Dog**), sięga po klasykę rocka (covery //Imagine// **Johna Lennona** i //Thank You// **Led Zeppelin**) i pokazuje nowe oblicze utworów z wypełnionego brzmieniem klubowym krążka //**Scream**// (//Ground Zero// i //As Hope and Promise Fade//). Do tego prezentuje niepublikowany wcześniej //Cleaning my Gun// i swoją nową (całkiem przyzwoitą) produkcję //The Keeper//. Oprócz tego są tu też oczywiście numery, które Chris skomponował dla **Audioslave**, jak i piosenki z jego dwóch pierwszych płyt solowych. Czyli jest ciekawie, ale... (tak, tak... cała ta wypowiedź zmierzała do tego wielkiego ALE) jest w tym wszystkim jakiś niesmaczny manieryzm, jakiś skrywany patos, jakieś przesadne i niezdrowe uwielbienie własnego głosu. Wspomnianej wcześniej "zabawy" jest stosunkowo mało. Jak dla mnie – zdecydowanie za mało. Nie mam jednak zamiaru robić z tego wielkiej tragedii. Chris Cornell to świetny wokalista – to nie uległo zmianie. Wiadomo też, że tak dobre numery, jak //Black Hole Sun// czy //Call Me a Dog// obronią się zawsze. Tak więc, chociaż nie jest idealnie, to może i faktycznie powinniśmy się do pewnego stopnia radować. Wszak prawdziwe akustyczne brzmienie to miła odmiana po syntetycznym piekle, jakie Cornell zafundował swoim rockowym fanom w 2009 roku.
Data dodania: 12-02-2012 r.

Songbook

Chris Cornell

Data wydania: 2011

Wytwórnia: Universal Music

Typ: Album koncertowy

Producent: Chris Cornell

Gatunki:

  • rock