8 / 10
Maciej WilmiĹski
Czuję się oszukany. Oto EP-ka, którą zawsze uważałem za jednoznaczny dowód jak nieposkromionym, szaleńczym, narwanym zjawiskiem koncertowym było wczesne **Guns N' Roses**. Dowód olbrzymiego potencjału grupy, ale i jej niesamowitej, zwierzęcej wręcz scenicznej energii. Czuć tu atmosferę podłego małego klubu, pełnego osób o podejrzanej proweniencji. Wiszące w powietrzu opary potu ściśniętych ludzi wymieszane z zapachami alkoholi i fajek z najniższej półki, płynące tak z publiczności jak i sceny. A na scenie zespół, który nie bierze jeńców i emanuje wszystkim tym, za co kochamy rocka i wszystkim tym, za co inni go nienawidzą.
I co? Po latach dowiaduję się (między innymi dzięki słowom samego Steve'a Adlera), że ze względu na "koszty", utwory zarejestrowano w studio, a publikę po prostu odpowiednio spreparowano i doklejono w studio... No dobra, panowie realizatorzy, panie producencie - kawał naprawdę kapitalnej roboty. Zespołowi darujmy - wiemy, w jakich warunkach zaczynali, wiemy do jakich celów dążyli. Ciężko się dziwić, że przytaknęli na taki przekręcik. Ech...
I jak tu teraz opisywać to wydawnictwo? Cóż. Jakby nie patrzeć, EPka stanowi objawienie. Oto w czasach cekinów, natapirowanych fryzur, słodkich melodyjek i syntezatorów pojawia się banda, która ma zamiar to wszystko obrócić w proch. Banda archetypowych rockandrollowców, kolesi z którymi lepiej nie zadzierać i którzy mają wszystko w... (ze "sceny" lecą //hey, fuckers, suck on guns and fucking roses// czy //this is the song about your fucking mothers//, słodcy są nieprawdaż?) Przedstawiają oni ekscytującą dawkę rockowej energii podaną z punkową furią, ale metalową energią i zasadami gry. Mamy tu trzy covery, wszystkie jednak przetworzone na własną modłę, tak że brzmią jednoznacznie stylowo z niezłym //Reckless Life// z własnego repertuaru. Najbardziej eskcytuje //Mama Kin// (autorstwa bohaterów zespołu - **Aerosmith**). Utwór dosłownie wgniata w ziemię, wersja oryginalna wydaje się przy tym radiową piosenką dla gospodyń domowych. Równie drapieżne jest //Nice Boys// z repertuaru **Rose Tatoo**.
Szło nowe. Nikt jednak nie spodziewał się jednak, że aż na taką skalę. Gdyby nie przekręt, oceniłbym wyżej.
Data dodania: 01-04-2012 r.