Encyklopedia Rocka

7 / 10

Maciej Wilmiński

A jednak doczekaliśmy Godota! Najdroższy, najdłużej powstający, najbardziej wyczekiwany, najbardziej wyśmiewany... Iluż tu muzyków, iluż producentów - kiedy spoglądamy w książeczce na litanię nazwisk przy każdym z utworów, włos jeży się na głowie. Niemniej jednak Gunsi powrócili! To zaskakująco dobry album. Zważywszy na warunki w jakich powstawał, na to, że zawiera kompozycje zebrane w ciągu kilkunastu lat, nagrywane w różnym czasie, z różnymi muzykami, producentami. Zważywszy na to, że nie ma w składzie Slasha, Izzy'ego, Duffa... Axl dokooptował sobie naprawdę niezłą brygadę z zestawem naprawdę uzdolnionych gitarzystów na czele. A sam utrzymał swój głos w zadziwiająco niezłej kondycji. I choć przeciwnicy jego wokalu, będą tu mieli pole do popisu, bo bywa męczący i jednostajny, to zwolennicy powinni być zadowoleni. Jest naprawdę dobrze. Początek płyty przypomina nam, że trochę lat od //**Use Your Illusion**// minęło. Ale wraz z kolejnymi utworami, nie mamy wątpliwości, to wciąż starzy dobrzy hardrockowi Gunsi, tylko zanurzeni lekko w industrialnym sosie, z unowocześnionym na modłę początku XXI wieku brzmieniem i elektronicznymi wstawkami i wstępami. Sporo tu numerów opartych na elektronicznym bicie, ale i w nich z czasem dołączają gitary, nadając klasycznego hard rockowego ducha. Co daje często interesujący efekt. //Chinese Democracy// zaczyna się elektronicznie, ale po chwili z miejsca porywa dziarskim, do bólu klasycznym (ale i niespecjalnie oryginalnym) riffem, a starych fanów powinna uspokoić znakomita klasyczna solówka Robina Fincka, po której równie udanie trochę nowocześniejsze trendy w gitarowym wymiataniu prezentuje Buckethead. Uwagę przykuwają //Shackler's Revenge// (trochę przeprodukowane, za to ze znakomitym refrenem) i oparte na niezłym bicie //Better//, w którym głos Rose'a zachwyca sposobem przekazywania emocji jak dawniej (choć tu akurat refren trochę psuje wrażenie po kapitalnych zwrotkach). I bardzo ciekawy //Madagascar//, gdzie dzięki specyficznej manierze Rose'a udało się utworzyć znakomity klimat, a w środku mamy rewelacyjną wstawkę, gdzie na tle solówek słyszymy różne znajome fanom zespołu, ale nie tylko, cytaty. Po dość mocnym początku, w ostrzejsze klimaty zespół wchodzi później nie za często (niezłe //Riad N'the Bedouins// i //I.R.S.//, męczące //Scraped//). Tyle samo tu utworów w średnim i wolnym tempie, spośród których wyróżnia się ballada //There Was a Time//, w typowo Axlowym pompatycznym stylu. Rzecz jest trochę przeprodukowana (w tle dzieje się trochę za dużo), ale naprawdę udana, przede wszystkim ze względu na wciągający śpiew Axla i kapitalne, niezwykle wciągające solówki gitarowe. W rolach głównych znów Robin Finck i Buckethead. Panowie zaczynają dość nieśmiało, potem dość długo ciągną melodyjne frazy, aby po chwili przerwy i górkach Axla, wyciskać z gitar wszystkie soki. Słychać, że do zastąpienia Slasha Axl sięgnął po fachowców z najwyższej półki. Co by o tej płycie nie mówić, to pod względem gitarowych solówek w XXI wieku powstało mało ciekawszych i bardziej wciągających. Przy okazji tych wolniejszych numerów trzeba też wspomnieć o //This Is Love//, gdzie Rose występuje na początku tylko na tle fortepianu. I choć trochę przeszarżowuje wokalnie, to jednak... Kto jeszcze w taki sposób potrafi przekazać emocje? Być może uczciwiej byłoby wydać to pod szyldem Axl Rose. Tak czy siak to zaskakująco różnorodna, ciekawa i udana płyta. Tym większy żal, że historia się powtarza i ciągu dalszego brak...
Data dodania: 01-04-2012 r.

Chinese Democracy

Guns N' Roses

Data wydania: 2008

Wytwórnia: Geffen

Typ: Album studyjny

Producent: Axl Rose, Caram Costanzo

Gatunki: